Soundtracks.pl - Muzyka Filmowa

Szukaj w:  Jak szukać?  



Aby otrzymywać świeże informacje o muzyce filmowej, podaj swój adres e-mail:



Zapisz

III International Film Music Conference, Úbeda - relacja cz.3

02 Sierpień 2007, 10:25





21 VII - DZIEŃ III

Po bardzo krótkiej piątkowej nocy, sobota w Úbedzie rozpoczęła się od dużej kawy, po której przyszedł czas na spotkanie z Davidem Arnoldem. Kompozytor podziękował organizatorom za zaangażowanie, a uczestnikom za wyrazy uznania, które kierują pod adresem jego muzyki. Nie często się zdarza - dodał - że kompozytor filmowy ma okazję wyjść ze swojego ciemnego pokoju i zobaczyć, jak jego muzyka jest odbierana przez ludzi.

David Arnold [z prawej] i Dan Goldwasser z Soundtrack.netPoczątek wykładu Arnold poświęcił charakterystyce pracy kompozytora filmowego na przykładzie współpracy z reżyserem Johnem Singletonem przy obrazie Four Brothers. Jak w przypadku poprzednich filmów tego twórcy, muzyka miała nawiązywać do czarnych rytmów, bliskich brzmieniom z wytwórni Motown z Detroit [w tym momencie Arnold prezentuje motyw przewodni z tego filmu - przyp.]. Kolejnym krokiem w trakcie pisania muzyki, było przygotowanie wersji demo dla producentów i reżysera, by ci wiedzieli, z czym mają do czynienia. Wersja ta powstała na komputerze [tu kompozytor puszcza słuchaczom demo tracka ?Shoot-out? z w/w filmu - przyp.]. Dla Arnolda takie demo tracki są - cytując za Johnem Ottmanem - niczym jak wykrzykiwanie linijek tekstu przez aktorów podczas prób. Niestety takie są wymogi pracy, toteż trzeba się im podporządkować. Jeśli muzyka zostanie pozytywnie zaopiniowana, całość zostaje rozpisana na orkiestrę i wykonana już w godny sposób - dla porównania Arnold puścił akustyczną wersję utworu Shoot-out, dość wierną wersji demo, choć oczywiście znacznie lepiej brzmiącą.

Oczywiście takie demo nie zawsze się spodoba. Arnold omawia historię swojego zaangażowania w produkcję Wyspy Piratów (1996) Renny‘ego Harlina. Zaproponowano mu pisanie muzyki... bez wcześniejszego oglądania filmu. Z reżyserem kontaktował się jedynie poprzez fax. Co więcej, otrzymywane od niego wskazówki były bardzo niejasne. Arnold napisał 2 minuty muzyki, które przedstawił producentom... i na tym jego praca nad tym filmem się skończyła. Dziś jedynym jej śladem jest nazwisko Arnolda widniejące w pierwszym trailerze obrazu.

Zapytany o ewentualne plany pisania muzyki ?poważnej?, Arnold mówi, że nie ma takich, gdyż zna granice swoich umiejętności i ambicji. Myśli za to - jak zażartował - by na koniec kariery zająć się czymś snobistycznym, jak np. produkcją własnych serów.

Jeśli natomiast chodzi o jego najbliższe plany twórcze, to pracuje obecnie nad musicalem, który ma być wystawiony na West Endzie. Pisze również kilka piosenek dla grupy Kaiser Chiefs. Potem już przyjdzie czas na nowego Bonda, po którym z kolei zabierze się do pracy nad trzecią częścią Opowieści z Narnii (2009) [!!!], przy której zastąpi Harry‘ego Gregsona-Williamsa.

Roque Baños podpisuje płytyDrugim gościem tego dnia konferencji był wielokrotnie nagradzany w swoim kraju hiszpański kompozytor Roque Baños (Alatriste, The Machinist). Niestety, jak w przypadku Pascala Gaigne, organizatorzy postawili wyłącznie na język hiszpański, co znacznie ograniczyło wartość spotkania dla gości innych narodowości.

Trzeci panel dnia należał do Johna Powella. Upłynął pod hasłem ?Co takiego mam dziś na moim i-Podzie?. Kompozytor omawiał przede wszystkim ten etap pracy nad muzyką, w którym twórca poszukuje inspiracji. Jak sam podkreślił, niemal zawsze nowy utwór stanowi przetworzenie tego, co kompozytor już kiedyś słyszał lub zagrał. Dlatego trzeba szukać jak najróżniejszych i najoryginalniejszych inspiracji. Słuchanie innych scorów nie jest najlepszym wyjściem, gdyż bardzo łatwo zamknąć się w pewnym schemacie, tym bardziej, że współcześnie większość kompozytorów filmowych i tak już korzysta z tego samego sprzętu i tych samych wykonawców.

W tym miejscu Powell zaprezentował najczęściej ostatnio słuchane przez siebie utwory - śpiewających murzyńskich więźniów z Alabamy z lat 40tych XX w., ludową przyśpiewkę w bliżej niesprecyzowanym języku, jakąś współczesną piosenkę oraz fragment ilustracji z Who Framed Roger Rabbit Alana Silvestriego. Zważywszy, że właśnie szuka natchnienia do pracy nad kolejną animacją [Horton Hears the Who - przyp.], zagadką pozostaje to, czego możemy się spodziewać po tym nowym scorze. Kompozytor wspomina również, że utworami które go od zawsze inspirowały są IX symfonia Dvořáka i temat z The Magnificent Seven? Bernsteina.

Zapytany o współpracę z Hansem Zimmerem, Powell odpowiada półżartem, że Hans podczas wspólnej pracy mówił mu bardzo dużo rzeczy, z których wiele nie nadaje się do publicznego powtórzenia. Mówiąc już poważnie, Powell przyznaje, że pracując w Media Ventures przede wszystkim nauczył się, jak dopasowywać odpowiednią muzykę do konkretnych momentów filmu oraz jak dobierać sobie właściwe filmy.

Na koniec spotkania okazuje się, że Powell miał pracować z Georgem Millerem nad kolejną częścią Mad Max‘a, niestety projekt ten z różnych powodów nie doszedł do skutku.

Nancy Knutsen, była ostatnim prelegentem tego dnia konferencji. Jest ona wice-przewodniczącą The American Society of Composers, Authors and Publishers, czyli organizacji powołanej w 1914 [między innymi z inicjatywy samego J.P. Sousy - przyp.], by bronić praw autorskich twórców. Obecnie ASCAP zajmuje się nie tylko zarządzaniem należnymi autorom pieniędzmi, ale również organizuje doroczne warsztaty [kończące się możliwością profesjonalnego nagrania swojej muzyki - przyp.] i wspomagają rozwijające się kariery.

Nancy Knutsen [z lewej]Większa część wykładu została poświęcona prawnym aspektom pracy kompozytora z USA. Za wykorzystanie danego utworu pieniądze dzielone są z zasady na pół - po 50% dla kompozytora i właścicieli praw autorskich. Wysokość stawek zależy od rodzaju medium w jakim prezentowana jest dana muzyka, różnice dotyczą także rożnych typów telewizji. Wyjątkiem jest użycie muzyki w samym filmie kinowym, które podlega już osobnym prawom, na które mimo wielu zabiegów ASCAP nie ma wpływu.

Knutsen zapytana o swoją relację z Johnem Williamsem [przez parę lat była jego asystentką - przyp] odpowiada, że John ściągnął ją z Bostońskiej Orkiestry Symfonicznej, gdzie w latach 70tych pracowała z Seijim Ozawą, do Boston Pops Orchestra, gdzie Williams był dyrektorem. Później przeniosła się za nim do Los Angeles. John zachowywał się wobec niej niemal jak ojciec, co ją z kolei zaczęło doprowadzać do szału. Z tego powodu ich drogi zawodowe po jakimś czasie się musiały rozejść. Nadal są jednak dobrymi przyjaciółmi.

KONCERT

Orkiestra dęta z ÚbedyPo zakończeniu ostatniej prezentacji przyszedł czas na mały odpoczynek przed najważniejszym punktem dnia i całej konferencji - wielkim galowym koncertem. Tuz przed godziną 22:00 patio Hospital de Santiago zapełniło się żądnymi wrażeń fanami. Możliwość obserwowania prób choru i orkiestry tylko zaostrzała apetyt. W ramach celebracji tego wydarzenia, miejska orkiestra dęta z Úbedy postanowiła urządzić fanom niespodziankę i zagrać jeden z ?najbardziej popularnych tematów filmowych wszechczasów?, czym naturalnie wzbudziła niesamowitą wesołość i rozbawienie. Nie muszę dodawać, że za taką poprawę humoru orkiestra dostała solidne brawa, nie mniejsze niż te, jakie dostali zaproszeni twórcy.

Koncert rozpoczął się wprowadzeniem Johna Debney'a. Zaraz po nim kompozytor poprowadził orkiestrę [jedną z najbardziej znanych w Hiszpanii - przyp.], która zagrała 3 utwory z jego najnowszej produkcji, muzyki do gry komputerowej pt. Lair. Były to potężne, symfoniczne i pełne partii chóralnych  kompozycje. Zostały przyjęte owacyjnie, podobnie jak kolejny utwór Debney`a - dziesięciominutowy finał z Cutthroat Island.

Koncert; dyryguje John DebneyPo Debney`u przyszedł czas na muzykę nieobecnego Javiera Navarrete z Pan`s Labyrinth. Orkiestra pod dyrekcją Pascuala Osy zagrała piękną suitę z tego obrazu, nie muszę dodawać, że również nagrodzoną brawami.

Kolejnym utworem w kolejce była suita z filmu El Habitante Incertio autorstwa Marca Vaillo. Był to utwór o znacznie mniejszym rozmachu od poprzednich, ale zdecydowanie warty posłuchania.

Następne cztery utwory stanowiły kompozycje Pascala Gaigne z filmów: Piedras, Le Cou de la Girafe, Azul Oscuro-Casi Negro i Le Pokoa. Podobnie jak poprzednio, muzyka była znacznie skromniejsza, ale cały czas na najwyższym poziomie, co tylko potwierdza, że ci twórcy nie znaleźli się tu przypadkiem.

Pierwszą część koncertu zakończyły utwory Roque Bañosa, z obrazów Segunda Piel i Alatriste. Szczególnie żywą reakcję wzbudziła suita z tego drugiego filmu [przygodowego obrazu z Viggo Mortensenem w roli tytułowej - przyp.] - pełna rozmachu i patosu wielkich bitew. Prowadzący orkiestrę kompozytor został nagrodzony burzą oklasków.

W przerwie koncertu Robert Townson dokonał losowania głównej nagrody przygotowanej przez Varèse Sarabande - kompletu 40 sygnowanych płyt [!!!]. Taka nagroda może przyprawić o zawrót głowy, jednak liczba chętnych na nią gwałtownie zmalała, gdy okazało się, że akurat walka o nią wymaga zakupu specjalnych losów za 20 euro [co naturalne było opłacalne jedynie w przypadku zwycięstwa - przyp.]

Drugą cześć koncertu rozpoczął David Arnold. Ku zaskoczeniu wielu fanów sam zdecydował się poprowadzić orkiestrę. Jak jednak podkreślił, dyrygent z niego żaden, więc zamiast batutą, zamierza dyrygować... paluszkiem chlebowym [!!!]. Wyciągnąwszy owy instrument, poprowadził nim orkiestrę przez dwa utwory z Casino Royale, poczym ... go zjadł. Pewnym rozczarowaniem tej partii był brak jakiegokolwiek fragmentu You Know My Name, ale mówi się "trudno." Wszelkie braki zrekompensowała piętnastominutowa suita ze Stargate (dyrygowana już przez Pascuala Osę) Usłyszeć tę muzykę na żywo - bezcenne!

Po Arnoldzie przyszła kolej na muzykę Johna Powella. Orkiestrą ponownie dyrygował Osa. Na pierwszy ogień poszło premierowe wykonanie utworu z filmu PS, I Love You. Wstyd przyznać, ale z powodu wpływu poprzednich wzruszeń nie mogę sobie nawet przypomnieć, jak brzmiała ta muzyka, choć - dobre i to - pamiętam na pewno, że mi się podobała. Zaraz po niej Powell zafundował słuchaczom wspaniały Owacja dla Bruce Broughtonafinałowy utwór z filmu X-Men: The Last Stand, po którym przeszedł do fenomenalnego Building the Crate z Chicken Run. Gdy chór zagrał partię na kazoosach, publiczność ogarnęła dosłowna euforia.

Ostatnim gościem wieczoru była chyba najbardziej oblegana gwiazda festiwalu - Maestro Bruce Broughton. Owacyjnie przyjęty odegrał dwie suity z  najbardziej znanych swoich kompozycji: Young Sherlock Holmes i Silverado. Publiczność biła brawa na stojąco. Podziękowawszy jej, Broughton zaprosił na scenę pozostałych bohaterów koncertu, gdzie wszyscy razem mogli ponownie odebrać zasłużone oklaski.

Koncert trwał ok. 4 godzin [skończył się ok. 2:30 - przyp.], ale bez wątpienia wart był każdej sekundy.


 
 Kompozytorzy na scenie

22 VII - DZIEŃ IV

Po niesamowitej nocy ciężko było zwlec się z łóżek nie tylko publiczności, ale również kompozytorom. Dlatego też był to dzień notorycznych opóźnień.

John Debney wśród fanówNa I połowę dnia przypadł czas oficjalnego rozdawania autografów, które zaczęło się przynajmniej godzinę po czasie. Kompozytorzy uwijali się jak mrówki, gdyż niektórzy fani domagali się podpisania niemal całego ich dorobku artystycznego, choć zdarzali się i tacy ,co dawali do podpisania swoje... i-Pody (przypadków podpisywania koszulek czy gołych klatek piersiowych nie zanotowałem).

Trwało to wszystko na tyle długo, że kolejna pozycja przewidziana na niedzielę, opóźniła się już o 2 godziny. Był nią okrągły stół kompozytorów [choć mebel okrągły nie był - przyp.], podczas którego dyskutowano na podnoszone przez Debney`a i publiczność zagadnienia. Jako że wcześniej byli jeszcze na uroczystym lunchu, trochę sobie tam najwyraźniej popili [o czym Arnold wygadał się już w pierwszych słowach - przyp.], co ewidentnie przełożyło się na luźny charakter dyskusji i dostarczyło widzom sporo ubawu. Do najciekawszych wypowiedzi należała historia Powella (można ją zobaczyć pod tym linkiem), który na pytanie czemu zajmują się muzyką filmową, powiedział, że pisze ją, by stać go było na buty dla żony. Wcześniej, t.j. w wieku 5 lat, chciał zostać... tancerzem baletowym, ale to mu skutecznie wybiła z głowy starsza siostra, więc przerzucił swoją fascynację na kaskaderstwo. Pod nieobecność rodziców, korzystając z gazu od kuchenki i zapałek, zrobił sobie nawet mały poligon, ale dość szybko zrozumiał, że to dosyć niebezpieczne, więc w efekcie zajął się muzyką, co - wg jego relacji - okazało się być nawet bardziej niebezpieczne.

Roque Baños z kolei opowiedział, że jako młodzian był aktywnym członkiem gangu młodzieżowego, z czego zrezygnował po złapaniu na próbie kradzieży. W muzyce filmowej zakochał się po obejrzeniu E.T. Spielberga, co w efekcie zaprowadziło go stypendium do Berkley, gdzie cały program zrobił zaledwie w 2 lata [!], w międzyczasie zajmując się pracami dorywczymi [!!!].

Gdy przyszła kolej na Davida Arnolda, ten skwitował to dość krótko: ?Próbowałem tańczyć balet w gangu ulicznym wykonując jednocześnie popisy kaskaderskie, co było fajne aż do czas, kiedy powiedziałem sobie: ‘Pie***ole to, zostanę kompozytorem filmowym!`. Było to, kiedy zacząłem dostawać rachunki za buty pani Powell.? [brawa - przyp.]. Prawda jest jednak taka - o czym z resztą opowiedział dzień wcześniej podczas swojego panelu - że jego poprzednie zajęcia były niezbyt fascynujące. W swoim czasie imał się m.in. sprzedaży dywanów oraz czyszczenia maszyn do produkcji płatków kukurydzianych. Jego fascynacja muzyką filmową zaczęła się w dzieciństwie od obejrzenia takich obrazów, jak You Only Live Twice, The Wizard of Oz, Oliver czy Jungle Book, i ani się obejrzał a już po 26 latach sam był kompozytorem.

Inni kompozytorzy mieli już bardziej prozaiczne historie. Jak powiedział Debney, zaczął pisać muzykę, gdyż wolał sam mówić innym jak mają grać, niż odbierać od nich wskazówki [no a wcześniej nie udało mu się zostać gwiazdą rocka - przyp.]

 

Okrągły stół; na brzegach tłumacze, w środku od lewej: B. Broughton, J. Scott, J. Debney, J. Powell, R. Baños i D. Arnold.

Po okrągłym stole przyszedł czas na ostatnią pozycję oficjalnego planu konferencji - panel Bruce Broughtona. Kompozytor początkowo planował zostać animatorem w studiu Walt`a Disney`a. Później jednak skierował się w stronę muzyki i przez jakiś czas grał w wojskowej kapeli. Pierwszy kontakt ze ścieżkami dźwiękowymi miał w telewizji CBS, gdzie jako music supervisor dobierał utwory do poszczególnych programów. Z czasem sam zaczął pisać własne kompozycje.

Nie czuje się geniuszem, dla niego tworzenie to tylko ciężka praca. Do tego wymagająca dużo cierpliwości, gdyż nierzadko ma się nad sobą reżysera, który okazuje się "dupkiem," a nad nim jest jeszcze producenta, będącego jeszcze większym dupkiem. Od kompozytora często żąda się rzeczy niemożliwych albo absurdalnych. Dostaje on mały film i polecenie napisania do niego muzyki o wielkim rozmachu. Kiedy indziej daje się mu western i każe napisać muzykę ?tak, jakby to nie był western? [tak było przy Toombstone - przyp.] albo film świąteczny i każe napisać muzykę ?tak, jakby to nie był film świąteczny? [tak było przy?Miracle on 39th Street - przyp.].

Co więcej, trafienie z gotowym produktem w osobliwe oczekiwania reżyserów to zupełnie nowe wyzwanie. Broughton opowiada o swoich przeżyciach przy filmie Narrow Margin, gdzie podstawową wskazówką reżysera było: ?Napisz tą muzykę tak, bym słyszał efekty dźwiękowe - jeśli one będą, to będzie i Twoja muzyka?. Kompozytor myślał, myślał i wreszcie napisał coś z czego był bardzo dumny, a co niestety reżyserowi zupełnie nie przypadło do gustu. Komunikat jaki Broughton wtedy otrzymał brzmiał m/w tak: ?Spieprzyłeś, poprawisz!?. Kompozytor, chcąc nie chcąc, musiał to wszystko zmieniać tak długo, aż reżyser był wreszcie ukontentowany. I to wystarczyło, by ten... zatrudnił on Broughtona do kolejnego swojego filmu.

Spotkaniem z Broughtonem zakończyła się zasadnicza część konferencji. Zaraz po nim na sali pojawił się Robert Townson z ostatnimi przewidzianymi do losowania płytami. W jego ramach urządził małe listening party, podczas którego puścił zgromadzonym osobom fragmenty z najnowszych wydań Varèse Sarabande. Wśród nich były The Kingdom Danny`ego Elfmana oraz The Last Legion i As You Like It Patricka Doyle. Szczególną uwagę zwróciłem na tę ostatnia pozycję, będąca czymś pomiędzy The Last Samurai i Memoirs of a Geisha. Natomiast The Last Legion brzmiał raczej jak młodszy brat Eragona, z kolei fragment z pracy Elfmana był wyjątkowo - jak na tego kompozytora - nudny, tempem i bogactwem plasujący się pgdzieś w okolicach Brokeback Mountain, z tym, że bez wpadającej w ucho melodii.

Wraz z rozlosowaniem ostatniej płyty oficjalnie zakończyła się III Międzynarodowa Konferencja Muzyki Filmowej w Úbedzie. W tym samym momencie rozpoczęły się przygotowania do następnej edycji festiwalu. Jej honorowym przewodniczącym zgodził się zostać Maestro Broughton, natomiast dyrektorem artystycznym Robert Townson. Również John Scott zapowiedział ponowny przyjazd, tym razem z planem zaprezentowania swojej muzyki podczas koncertu. Entuzjazm, z jakim wszyscy przybyli goście wypowiadali się o tegorocznej edycji, każe spodziewać się za rok czegoś przynajmniej równie dobrego. Na giełdzie nazwisk potencjalnych gości już zaczęły pojawiać się pierwsze typy, zapewne nieprzypadkowo związane ze stajnią Richarda Krafta. Pozostaje mieć nadzieję, że któryś z tych planów wypali. Tymczasem polecam wszystkim zainteresowanym już dziś zacząć odkładać pieniądze na przyszłoroczny wakacyjny wypad Hiszpanii, bo czegoś takiego się nie zapomina.

The End.



Relację przygotował: Krzysztof Ruszkowski




Tomek:

Właśnie. Czy możesz zdradzić jakiego rzędu był to koszt? Koszty koncertu + zakwaterowanie oraz przeloty/przejazdy z i do Polski? A za taki koncert (Stargate! Cutthroat Island! Broughton! Powell!), faktycznie, można się pociąć :)

Mefisto:

Uf, aż się spociłem - iście bombowa relacja :D I przychylam się do pytania Tomka - ile taka przyjemność kosztuje albo jak można się tam wkręcić, hehe :D

Neimoidian:

Dzięki nieocenionemu kamerzyście z www.johnpowellcomposer.com możemy oglądać momenty z soboty (21 VII) na YouTube -> http://www.youtube.com/watch?v=lF_H5GKdpFU Co do kosztów, prawo udziału w całej konferencji wyniosło 90 E [więc tanie nie było]. Można wybrać sam koncert [40E], ale po co. Za hotel zapłaciłem ok 172 E za 4 noce [był to 3 gwiazdkowy hotelik blisko Hospital de Santiago; cena zawierała rabat; gdy szukałem lokum, średni koszt nocy w hotelach wahał się k. 30-paru E.; przeszukując Internet nie znalazłem inf. o żadnych hostelach, ani campingach; motele typu 1 gwiazdka również nie ogłaszają się w necie, a jak już jest jakaś wzmianka o takim, to nie ma strony Int. i nie można w nich dokonywać rezerwacji online; kolega, w który takim 1* nocował płacił ok 20-parę E. za noc]. Jeśli chodzi o dojazd, to wybrałem klasę BARDZO ekonomiczną i pojechałem autokarem - nie polecam ludziom o delikatnych pośladkach. Cena w 2 strony do Madrytu to było niecałe 680 zł, do czego doliczyć trzeba 37 E. na kurs tam i z powrotem do Ubedy. Jeśli chodzi o życie i spożycie, to przeciętny posiłek (obojętnie czy to pizza, czy jakiś hiszpański specjał) razem z czymś do picia to średnio 10 E jeśli ktoś je na miescie. Żarcie w marketach jest oczywiście tańsze, ale trzeba mieć gdzie zrobić. Należy też doliczyć koszt rozmówek hiszpańskich, bo oni nie specjalnie władają angielskim. :)

Tomek:

Dzięki za wyczerpującą odpowiedź :) Obliczyłem sobie i koszt wychodzi ~2000 zł. Chyba to nie wygórowana cena za takie atrakcje, za kilka dni w Hiszpanii i podróż :) Koszt podróży czy samolotem czy autokarem wychodzi właściwie taki sam, jedyna różnica to ból pośladków i wymęczenie.

scoreman:

Super relacja! Zainteresowanym polecam jeszcze serię ponad 150 zdjęć, na których można zobaczyć część wydarzeń z Ubedy (zwłaszcza koncert) - adres: www.julio-rodriguez.net

Adam Krysiński:

Relacje oczywiście doskonałe, jedna z najlepszych polskich relacji z imprezy muzycznej jakie czytałem.

Neimoidian:

Muchas Gracias.:) Dan Goldwasser z Soundtrack.net przygotował swoją relację, dla porównania zapraszam pod ten adres: http://www.soundtrack.net/features/article/?id=240

sasboj:

świetna relacja, aż miło, że autora znam osobiście ;P teraz nie będę mył ręki, którą mi kiedyś uścisnął ;P


Soundtracks.pl

© 2002-2024 Soundtracks.pl - muzyka filmowa.
Wydawca: Bezczelnie Perfekcyjni