The Game of Their Lives14 Kwiecień 2005, 09:38Jednym z ostatnich - nieukończonych - projektów, zmarłego w zeszłym roku, Jerry`ego Goldsmitha, był film Davida Anspaugha, pt.: The Game of Their Lives.
Stanowisko kompozytora objął William Ross, ale jak podaje IMDB (co nie
jest pewne), w filmie pojawiają się tematy stworzone przez Goldsmitha.
Natomiast w dalszej części newsa znajdziecie fragment wywiadu z
reżyserem, w którym opowiada on o muzyce.
Pytanie: Kolejnym
wspaniałym wkładem w ten film i do "Rudy" była ścieżka dźwiękowa
autorstwa Jerry'ego Goldsmitha, który zmarł niedawno. Myślisz, że
wniósł coś w "Hoosiers"?
DAVID: Żartujesz? On podniósł
oba te filmy na zupełnie nowy poziom, tak jak to potrafi tylko wielki
kompozytor. Choć z tym to różnie bywa. Nawet naprawdę wielcy
kompozytorzy nie zawsze tworzą arcydzieła. Ale on tymi dwoma ścieżkami
dźwiękowymi pokazał, że jest absolutnie najlepszy. Muszę stwierdzić, że
miałem ogromne szczęście, iż raczył skomponować muzykę do dwóch moich
filmów. Co więcej miałem też zaszczyt nazywać go swoim przyjacielem. I
była to przyjaźń o niemal braterskim zabarwieniu. Często się
widywaliśmy. Właśnie zaczął pracę przy muzyce do "Game of Their Lives".
Mam nawet jedno demo, które zdążył nagrać. Był już wtedy bardzo chory,
kiedy Angelo i ja pokazaliśmy mu pierwszą roboczą wersję filmu, w dwa
miesiące po zakończeniu zdjęć. I oglądając dopiero co zmontowany
materiał zaczął nucić i przygrywać różne kawałki rodzące się na gorąco,
poczym usiadł do syntezatora i stąd mam to demo muzyki do filmu,
którego jeszcze nie było. Ale mieliśmy szczęście w nieszczęściu, bo
nawinął się gość nazwiskiem Bill Ross (chodzi o Williama Rossa), który
skomponował muzykę do "Game of Their Lives"
i to w taki sposób, w jaki życzyłby sobie tego Jerry. W zasadzie kiedy
tego słuchasz to nie możesz uwierzyć, że to NIE jest dzieło Jerry'ego.
Jerry był jednym z idoli Billa. Szczerze powiedziawszy to nigdy
wcześniej o Billu Rossie nie słyszałem. To znaczy słyszałem jego
kompozycje, ale nie wiedziałem kto jest ich autorem. Tak było z "My Dog Skip" i "Ladder 49"
oraz z kilkoma innymi filmami - ktoś wtedy powiedział - o tak, ten
facet brzmi jak młody Jerry Goldsmith, ale wtedy stwierdziłem - nie,
nikt nie brzmi jak Jerry Goldsmith. Ale teraz, kiedy słuchałem jego
kompozycji, sam byłem zdziwiony. A kiedy kończyliśmy ostateczną wersję
w studiach Foxa, przez pierwsze dwa dni mieliśmy osiemdziesięcioosobową
orkiestrę i Bill powiedział mi, że większość ludzi w studio pracowała z
Jerrym, a prawie wszyscy uczestniczyli w produkcji "Rudy". Bardzo mi go brakuje. Nie mogę po prostu uwierzyć, że już go z nami nie ma.
Tomek: | Tak patrzę i to jest smutne, że nikt nie ma nic do powiedzenia o Jerry Goldsmithcie, ale jakby co to wszyscy go znają i kochają. 72 posty pod tematem o Williamsie, 0 o Goldsmithcie (bo tak naprawdę o nim mowa głównie w tym wywiadzie). A obie ścieżki z Hoosiers i Rudyego są fantastyczne, nie gorsze od Star Warsów, szczególnie implementacja elektroniki w Hoosiers. Szkoda że nie dożył, by napisać swoją wersję sportowej ścieżki an cześć piłki nożnej. Polecam gorąco obie w/w ścieżki. | | mtomasky: | Tomku, udowodnię ci, że są jeszcze normalni ludzie ;) Ja osobiście dużo bardziej cenię twórczość Goldsmitha od dokonań np. Johna Williamsa czy Jamesa Hornera. Ale weź pod uwagę, że Jerry miał odwagę i chęć zajmować się projektami, po które nigdy nie sięgnęliby inni tzw. kompozytorzy z nazwiskiem. Williams na zawsze pozostanie znany za "Star Wars" czy "Indiana Jones", a kto będzie pamiętał o "Rambo" (pomińmy tu uśmiechy politowania kiedy oglądamy Sylvestra S. strącającego śmigłowiec kamieniem)? Trzeba powiedzieć, że Jerry miał talent do wybierania sobie kiepskich filmów :) I chyba za to mam do niego tak duży sentyment. | | Rafalski: | Wersja na cześć piłki nożnej??! Litości.
A konkluzja typu, że fani Williamsa są nie do końca normalnie, wydaje mi się zbyt daleko idąca :P (tak na marginesie to uwielbiam Rudy, cóż za cudowny soundtrack)
| | łukasz Remiś: | Trochę szkoda, że nie dali tego projektu Joelowi Goldsmithowi - ma styl podobny do ojca, no i robi fanatastyczne rzeczy: "Kull The Conqueror" czy "Star Trek: First Contact" (ok. 20 min muzyki do filmu napisał Joel) | | Tomek: | Tak, piłki nożnej. Game of Their Lives opowiada o drużynie piłkarskiej USA, która pokonała w 1950 roku na MŚ w Brazylii Anglię 1:0, co było ówczesną sensacją na skalę światową. Skoro Goldsmith potrafił oddać tyle serca opowieściom o koszykówce i footballu ameryk., to ciekawe jakby opisał najwspanialszą z gier sportowych, ale to już moja subiektywna opinia. | | Czarodziej: | Mtomasky chciał powiedzieć, o tym, co było widoczne przy komentarzach do newsach o muzyce z Gwiezdnych wojen. Tak jak on osobiście preferuję Jerry Goldsmitha, nie tylko dlatego, że robił kiepskei filmy, ale dlatego, że potrafił zrobić najbardziej ekscytującą muzykę akcji jaką w życiu słyszałem. I tak, znam karierę Johna Williamsa, znam Gwiezdne wojny (poza Powrotem Jedi), znam Indianę Jonesa (dla mnei największe osiągnięcie akcji u Williama). Wciąż wolę jednak Goldsmitha, który przy zachowaniu swoistej prostoty potrafił stworzyć mocny temat akcji i doskonały rytm. A Ross talent ma, ale Ladder 49 jest nieoryginalne niestety. | | Rafalski: | Hihihi, no cóż, mój stosunek do piłki nożnej można określić cytatem mojego kumpla, który kiedyś powiedział, że dla niego jest to âzgraja przygłupich pedałów (przy całym moim szacunku dla homoseksualistów, do których nic nie mam osobiście, więc jeśli kogoś uraziłem, to przepraszam z góry:P) uganiających się za piłką na trawceâŚâ. Więc dla mnie na pewno nie jest to ânajwspanialsza gra sportowaâ :P | | mtomasky: | Drogi Czarodzieju, chciałbym Ci serdecznie podziękować za troskę. Cieszę się niezmiernie, że wyjaśniłeś wszystkim co miałem na myśli pisząc, że uwielbiam muzykę Jerry`ego. Jakby jeszcze ktoś nie zrozumiał, to chciałem przez to powiedzieć, że uwielbiam muzykę Jerry`ego. Zawsze uważałem, że ludzie którzy po wejściu do windy naciskają ponownie już wciśnięty guzik są niezastąpieni. A gdyby tak paliło się światełko, a winda nie ruszyła z miejsca? To co by wtedy było... Na szczęście z odsieczą przybywają "czarodzieje" którzy wszystko wyjaśniają i poprawijają :p | | Szymon Jagodziński: | Mimo śmierci mojego ulubionego kompozytora nadal przeszukuję internet z nadzieją, że dowiem się jeszcze więcej o nim. Tak trafiłem na wywiad z twórcą "Game of Their Lives". Od razu też przesłałem jego fragment łukaszowi z prośbą o jego zamieszczenie. Przyznam się też, że po przeczytaniu owego wywiadu od razu nabrałem ochoty na napisanie recenzji soundtracku Williama Rossa (jak tylko się pojawi). Dla mnie osobiście byłby to ostatni ukłon w stronę ś.p. Jerry`ego Goldsmitha (nadal nie mogę przeżyć, że nie napisałem recki do "Looney Tunes: Back In Action"). | | Tomek: | Głowa do góry. Zostało jeszcze "Timeline" - wydanie oficjalne Varese Sarabande (nie bootleg) :). A tak po prawdzie to znacznie ciekawsza wydaje się starsza twórczość Goldsmitha, szczególnie lata 75-85, niestety wtedy kto inny przykuwał całą uwagę na swoją osobę, zresztą nie ma się czemu dziwić ;-) | |
|