Soundtracks.pl - Muzyka Filmowa

Szukaj w:  Jak szukać?  



Aby otrzymywać świeże informacje o muzyce filmowej, podaj swój adres e-mail:



Zapisz

Jan A.P. Kaczmarek w TVP2

11 Marzec 2005, 12:47

Wszytkich fanów naszego ?Oscarowego? kompozytora - Jana A. P. Kaczmarka, może zainteresować niedzielny program TVP2. Otóż publiczna ?dwójka? zamierza w niedzielę, 13 marca, nadać 40 minutowy koncert Pana Karczmarka. Niestety nie wiadomo, jaki dokładnie to ma być koncert, a z enigmatycznego ?koncert muzyki filmowej? za dużo wywnioskować się nie da. Oczywiście, żeby nie było za dobrze, to nasza ?wspaniała? TVP uznała widocznie, że fani muzyki filmowej nie przestawili się jeszcze po nocnej relacji Oscarów na normalny tryb życia, i opisywany koncert Jana Karczmarka należy wyemitować o bardzo przystępnej godzinie - czyli 0:20 (w zasadzie będzie to już … poniedziałek).





lumpy:

TVP jak zwykle nie rozpieszcza telewidzów...

Asix:

Ale macie problemy. Nastawiacie magnetowid na nagrywanie i po sprawie :)

Rafalski:

Wiesz, nie każdy ma w domu „wideło”. Ja np.: nie mam i nie chce mieć.

Rafał:

Tutaj nie chodzi o to, czy się ma w domu wideo czy nie. Problem polega na tym, że "telewizja publiczna" nie spełnia swojej misji. Wystarczy, że dany program chociaż trochę odbiega od papki dla miernych umysłów i natychmiast wypada z najlepszego czasu antenowego. Fani muzyki filmowej muszą pozostać w podziemiu. Taki już nasz los. Teraz "M-jak miłość" króluje i koniec.

Babuch:

Ludzie!!! Trochę więcej optymizmu! Trzeba się cieszyć że wogóle coś takiego jest emitowanego. Co z tego że o późnej porze. Ja już do tego przywykłem. Nasza tvp wcale nie jest taka zła (o ile się cierpi na bezsenność). Nocami bowiem lecą nie tylko całkiem niezłe filmy (o ambitnym rodowodzie, a nie jakieś mordobicia ze Stallonami lub Van Dammami) ale często można wysłuchać ciekawego koncertu, lub obejrzec świetne dokumenty- ostatnio sukces święcił dokument o Auschwitz- szkoda że dawany o takiej porze. Przeciez to powinno lecieć o 20 żeby wszyscy mogli obaczyć. Pomijam również sens dawania w nocy jakiejkolwiek muzyki (chyba każdy meloman lubi sobie nastawić TV na odpowiedni poziom głosu, a o 1:30 jest to niestety trudne z powodu sąsiadó tudzież rodziców), ale przecież o tych wybrykach TVP wszyscy wiemy. Co się więc przejmować. Głowy do góry panowie. Dobrze że jest chociaż coś.

MZ:

Popieram przedmówcę - lepszy rydz niż nic.

Pokemon:

Ale czy naprawde kazdy czlowiek majacy ochote na "nieco" ambitniejsza rozrywke, musi zarwac noc? Dyrekcja TVP pewnie zaklada, iz jak ktos chce obejrzec dzielo majace "cos do powiedzenia", to juz sie poswieci,a na uczelnie, badz do pracy dnia nastepnego nie pojdzie buahaha. Do dzis wspominam wieczory operowe zaczynajace sie tak kolo 24:D. Pozdrawiam!

Czarodziej:

Obawiam się, że rację mają wszyscy. Zarówno ci, którzy psioczą na TVP, że tak późno, jak i ci, którzy cieszą się, że należy się w ogóle cieszyć, że coś takiego się w ogóle pojawi. Nie potrafię sobie przypomnieć jakiegokolwiek koncertu (z wyjątkiem koncertu na cześć Kilara) muzyki filmowej w telewizji. Co prawda, dali kiedyś wywiad z Vangelisem (o Alexandrze) w Teleexpressie, ale to chyba nie wystarczy. Koncerty z TPSA Film&Music Festical dali tylko w TV4, chociaż propagowaniem muzyki filmowej powinna się zająć telewizja publiczna, jeśli oczywiście można ten gatunek zaliczyć do kultury wyższej, nad czym chyba należałoby się najpierw zastanowić.

Janusz Pietrzykowski:

No na pewno przynajmniej muzyka Kaczmarka należy do kultury nieco - mówiąc najoględniej - wyższej niż popularna. Fakt, że z muzyką filmową jest problem, o który kiedyś rozgorzała bardzo gorąca dyskusja na portalu. Ale na pewno ambitniejsze symfoniczne ścieżki dźwiękowe nie należą do tego samego nurtu co Shakira czy inne pożałowania godne "artystki".

Czarodziej:

I tu leży podstawowy problem muzyki filmowej. Czym ona właściwie jest. Nie jest muzyką poważną, ale nie jest tez muzyką popularną. Po stronie zaliczenia jej do działu muzyki poważnej stoją przynajmniej dwa poważne argumenty jednak. Po pierwsze jako muzykę poważną liczy się jednak suity Edvarda Griega z Peer Gynta (napisane do teatru, więc przecież służebne). Poza tym do kanonu dzieł zalicza się także partytury filmowe Sergiusza Prokofiewa i Dmitrija Szostakowicza (obaj komponowali znakomitą muzykę filmową, jest godna polecenia. Nie można np. nie znać Iwana Groźnego czy Aleksandra Newskiego). Trzeci argument podaje Gabriel Yared, każący komponować muzykę tak znakomitą technicznie i artystycznie jak się da. Mozart komponował dla cesarza, Bach dla swojej parafii, dzisiaj komponuje się dla filmu. Z drugiej strony nie można jednak nie zauważyć nowych trendów w muzyce filmowej, jakie jednak nie wzięły się od Hansa Zimmera (chociaż ma tutaj bardzo duży wpływ, którego przecenić się nie da). Nie zapomnijmy, że na przełomie lat 60/70 (jeśli nie wcześniej, ale nie znam dobrze muzyki filmowej lat 50.) orkiestra straciła popularność, tak jak kiedyś pojawiły się w filmach piosenki, które często miały dużo większe znaczenie niż sam score (prawda, odpowiedzialni byli za nie kompozytorzy, ale jeśli zauważymy, że w takich czasach zaczynał John Barry może to rzucić trochę inne światło na jego krytykę dzisiejszej muzyki filmowej, z którą osobiście zgodzić się nie mogę do końca). Orkiestra zniknęła i pojawiły się elementy muzyki nieklasycznej, na przykład dużą furorę zaczął robić jazz (wczesne scorey Barryego, Bernsteina, Goldsmitha, Northa, a nawet i początki kariery niejakiego Johnnyego Williamsa). Powrotem były słynne Gwiezdne wojny, jednak wciąż tworzyli tacy jak Lalo Schifrin, który zdecydowanie odcinał się od "mainstreamu" (powiedzmy) i myślę, że przetarł drogę dzisiejszym sukcesom Hansa Zimmera, który mocno przecież rozszerzył rolę elektroniki, zaliczając ją wręcz do orkiestry, jako dodatkową sekcję (małe nadużycie, ale jednak trzeba zwrócić uwagę, że elektronika jest tam częścią organiczną muzyki, nigdy nie da jej się do końca dobrze rozdzielić od żywych instrumentów). Elementy mocno elektroniczne i czasem wręcz technoidalne (niektóre wcześniejsze partytury Zimmera czy nawet ostatnie eksperymenty Jamesa Hornera) nie pozwalają jednak traktować tego gatunku jako poważnego do końca. Stąd dylematy czy można zaliczyć muzykę filmową do kultury wyższej.

Adam Krysiński:

Zgadzam się. Czemu muza filmowa ma być niby ta lepsza?! Bądźmy obiektywni ludzie. W Polsce muza filmowa praktycznie nie istnieje. Baa sami kompozytorzy mowią że nie chcą wydawać swej muzy bo po co :] Więc mamy sami efekt taki jaki mamy. Ja nie mam zdania ale niestety narazie jest ta gorsza i możemy sobie skakać na nitce ze złości a i tak cały kraj nawet nie pierdnie za przeproszeniem. Mnie to nie przeszkadza ale jak widze ze stale ludzie biadolują że scory są tak a tak traktowane to troszke mi się dziwnie na sercu robi :] Pogódźmy się z tym i tyle a nie stale wywyższajmy scory best a reszta że to jest chłam, pop-kulturka itp itd a muza filmowa to jest to. Ktos kto stanie z boku tylko sie po głowce popuka i tyle. Jak to sie mowi - wola ludu. W naszym kochanym kraju to walka z wiatrakami. Wisły kijem nie zawrócisz i co zrobić. A gadac stale o tym samym to szkoda czasu bo Polak potrafi i nic sie nie zmieni, bo jakby sie mialo zmienic to by sie dawno zmienilo. Rzekłem :) Zgadzam się z Czarodziejem i z Babuchem. Pozdro! A jak ktos sie ze mna nie zgadza to trudno - ja zdania nie zmieniam. Pozdrawiam wszystkich ktorzy mnie zaraz zjadą :]

teoretyk muzyki z wyksztalcenia:

Muzyka filmowa jest artystycznie nizej niz tzw muzyka "powazna". W muzyce wazne role pelni forma, ktora tworzy zamknieta calosc - dzielo. W muzyce filmowej czegos takiego jak forma (poza nielicznymi wyjatkami) z zalozenia brak. Jest wiec ona tylko tlem do akcji. Bylem kiedys kiedys na festiwalu muzyki filmowej i te koncerty byly dla mnie po prostu nudne. Wedlug mnie muzyka filmowa bez filmu nie jes w stanie egzystowac. Nawet W. Kilar porownal komponowanie dziela "powaznego" do malowania obrazu, a pisanie muzyki do filmu do "tapetowania sciany"

Janusz Pietrzykowski:

Okej, okej!!! Muzyka poważna też nie jest całkowicie "bezinspiracyjna" - sam Kilar mówił, że marzeniem jego życia jest stworzenie takiej kompozycji muzycznej, która całkowicie byłaby oderwana od jakiejkolwiek przyczyny. Bowiem na przestrzeni wieków zawsze tworzono muzykę z jakichś pobudek. Celem niektórych kompozytorów jest skomponowanie tzw. "muzyki czystej", jakoby lepszej od jakiejkolwiek inspirowanej. Natomiast Wojciech Kilar moim zdaniem ma rację tylko połowicznie. Istnieje tyle wspaniałych tematów w muzyce filmowej, które nie mają jedynie pełnić roli służebnej, czyli ilustracyjnej - lecz są dobre same w sobie, jako kompozycje muzyczne i nadają się bez dwóch zdań do słuchania. Wracając do Johna Barry`ego - to właśnie on powiedział kiedyś, że "muzyka w filmie nie może być tylko tłem i ilustracją - to ma być również element rozrywki". I jego ścieżki są tego dowodem. Jeśli zaś chodzi o klasyfikacje różnego rodzaju i wywyższanie się to zostałem chyba źle zrozumiany. Muzyka filmowa nie może do końca rywalizować z poważną/klasyczną, ponieważ jest mniej skomplikowana(z nielicznymi wyjątkami) i mniej ambitna co nie oznacza, że jest gorsza. Lecz jeśli tylko wyznacza pewne trendy w muzyce i stara się być nowatorska to nie można jej odmówić ważnej roli. Co do natomiast wykonawców z kręgu pop kultury czyli codziennego radia dla mało wymagających to niestety również zdania nie zmienię i ja taką muzykę traktuję z przymrużeniem oka. Pozdrawiam.

Babuszysko:

Z kolegą Teoretykiem zgadzam się, ale nie do końca. Sam jestem zwolennikiem twierdzenia że w większości wypadków muzyka filmowa jest nudna, bo brakuje jej obrazu. Ale byłoby zbrodnią stwierdzić że wszystkie dzieła napisane do filmu są nieciekawe, tudzież zostają daleko w tyle za wielką klasyką. Kolega Czarodziej już podał tutaj argumenty (Grieg Prokofiew, Yared) więc nie będę go dublował. Poza tym nie chcę mi się wierzyć żeby taki koncert Hansa Zimmera który swego czasu odbył się w Gandawie był nudny i nieciekawy (zwłaszcza dla masowej publiki). Głównie z powodu wspaniałych solistów (Hayckock, LeboM, Lisa Gerard), ale sądzę także, że Zimmer potrafi pisać muzykę która w jakiś przedziwny sposób ma w sobie rockowego ducha. Korzystając z klasycznych (bądź częstokroć pseudoklasycznych instrumentacji) tworzy utwory lokujące się na granicy pop-rocka i eklektycznej muzyki klasycznej. Myślę że podobnie jest również z Vangelisem który wszak nagrał Mythodee (jej wartości artystyczne nie są może najwyższych lotów, lecz jest to rodzaj ciekawego eksperymentu który raczej nie powinien nudzić miłośników, a z pewnością jest ciekawszy niż współczesna eksperymentalna muzyka poważna). I jeszcze wracając do PRAWDZIWYCH, melomanów. Nie chce mi się aż wierzyć, że ktoś kochający dobrą, klasyczną muzykę filmową, może zasnąć na koncercie na którym gra się muzykę z Misji niejakiego pana Morricone. Jeśli ma się tego typu odruch, to albo osoba posiadająca ów tik jest zamkniętym w sobie snobem, udającym że zżarła wszystkie rozumy, albo w ogóle się nie zna na muzyce. No ale może to ja już jestem głuchy na stare lata….

zdzichu:

Do Czarodzieja: Zimmer nie jest znowu takim prekursorem włączajania elektroniki jako kolejnej sekcji orkiestry - przynajmniej z 10 lat wcześniej robił to Jerry Goldsmith, co zresztą podkreśla zawsze w wywiadach, no ale Goldsmith niestety nie jest tak popularny jak Zimmer :). Do Babuszyska ;) : zgadzam się, koncert z Gent jest przedni i faktycznie trzeba być bufonem, żeby się nie potrafić rozerwać przy takiej muzyce :D Ale to już kwestia inna, coś czego zazwyczaj brakuje klasyce. Peer Gynt i jego akcja W Grocie Króla Gór jeszcze potrafi, ale reszta - wątpię...

Czarodziej:

Masz rację, zdzichu, rzecz jasna. Z tym, że Goldsmith po prostu dodał elektronikę jako dodatkową warstwę, przy okazji wprowadzając do muzyki filmowej MIDI, co jest wykorzystywane jak najbardziej też dzisiaj. Ale tak naprawdę pierwotne eksperymenty z elektroniką w muzyce filmowej datują się już na koniec lat czterdziestych/początek (środek?) pięćdziesiątych. Z syntezatorami eksperymentował już Miklós Rozsa, potem Lalo Schifrin właściwie tworzył już elektroniczne partytury. Elektroniczne i bardzo awangardowe, bardzo przy tym dobrze wypadające w swoich filmach. Dlaczego potraktowałem to jako wzór dla Zimmera? Po pierwsze dlatego, że Zimmer wiąże się z kolejną elektroniczną rewolucją, tym razem z potraktowaniem elektroniki jako dodatkowej sekcji orkiestry (a nie jako dodatku, u Zimmera orkiestra jest jakby organiczną częścią orkiestry). Po drugie, sam Zimmer bardzo Schifrina poważa i szanuje. Zwróćcie uwagę na takie partytury jak Brudny Harry. Elektronika z orkiestrą, aranżacje i harmonia bardzo awangardowe. Być może nawet Zimmer skopiował krótki motyw Scorpio w Peacemakerze (krótki fragment w Trains, ale chyba jeden z najlepszych na całej płycie). Schifrin jest kompozytorem chyba niedocenianym. Warto o nim pamiętać, że to coś więcej niż tylko Mission Impossible Theme.


Soundtracks.pl

© 2002-2025 Soundtracks.pl - muzyka filmowa.
Wydawca: Bezczelnie Perfekcyjni