Soundtracks.pl - Muzyka Filmowa

Szukaj w:  Jak szukać?  



Aby otrzymywać świeże informacje o muzyce filmowej, podaj swój adres e-mail:



Zapisz

Przygody Alicji w Krainie Czarów/Petulia (Alice`s Adventures In Wonderland/Petulia)

07 Marzec 2006, 10:26 
Kompozytor: John Barry

Rok wydania: 2005
Wydawca: Film Score Monthly

Muzyka na płycie:
Przygody Alicji w Krainie Czarów/Petulia (Alice`s Adventures In Wonderland/Petulia)

Odtwarzaj / Zatrzymaj

 Płytę dostarczyła firma:
Film Score Monthly
Wreszcie!!! Tylko to słowo przychodzi mi na myśl, kiedy widzę wydanie Film *Score Monthly z grudnia 2005 roku. Dwie genialne kompozycje Johna Barry`ego w końcu doczekały się prawdziwego wydania na CD. Mowa o Przygodach Alicji w Krainie Czarów i Petulii, dwóch jakże odmiennych filmach, równie inaczej zilustrowanych ale - wciąż na wysokim, charakterystycznym dla okresu lat `60 i `70 dla Barry`ego - poziomie. Film Score Monthly tą edycją uszczęśliwił liczne przecież grono fanów legendarnego Anglika. Jeden *score ilustruje dramat obyczajowy a drugi musical rodem z klasyki dziecięcej literatury. Połączenie dosyć karkołomne mogłoby się wydawać, ale tutaj zadecydowały prawa rynku, a właściwie prawa autorskie, ponieważ właścicielem praw do obydwu scorów jest wytwórnia Warner Bros. I tak, za pośrednictwem zapaleńców zza oceanu po raz kolejny mamy szansę zapoznać się - tym razem w najbardziej legalny i cywilizowany sposób z doskonałą porcją muzyki filmowej, z epoki lat `60 i `70. Przygody Alicji w Krainie Czarów to liryczna kompozycja, w dużej mierze skomponowana jako musical, z pięknymi wokalami, urzekającymi melodiami, bogactwem tematycznym a Petulia to jakże inteligentny score do filmu Richarda Lestera z 1968 roku o ?love affair? pomiędzy dwojgiem ludzi w latach `60 w San Francisco. Barry wykreował wspaniałe brzmienie, oparte głównie na saksofonie i nostalgicznym temacie głównym, dodając do tego niezastąpione ?source cues? w postaci fantastycznych kompozycji jazzowych. Dwa soundtracki - dwa różne style, ale jak wielka przyjemność płynie z ich odbioru wie tylko ten, kto choć raz otarł się o te nietuzinkowe scory. Nadarza się wyjątkowa okazja by poznać jaka to muzyka, jak powstała i jak się jej słucha. Razem z Damianem postanowiliśmy przybliżyć wszystkim tę wspaniałą płytę z dwiema ścieżkami muzycznymi - to również rzadkość, że możemy delektować się dwoma scorami na jednym krążku. Zapraszamy zatem do lektury recenzji aż dwóch kompozycji, po której być może przekonacie się, że warto sięgnąć po te klasyki z kanonu Johna Barry`ego.

Alice`s Adventures In Wonderland (1972)

Alicja w Krainie Czarów to od wielu lat kanon literatury dziecięcej. Ta słynna powieść Lewisa Carolla doczekała się w minionym stuleciu kilkudziesięciu rozmaitych adaptacji. Ostatnio zekranizowano ją w 1999r na potrzeby amerykańskiej telewizji, zaś najsłynniejsza jest chyba disneyowska, animowana ekranizacja z 1951r. Powieść Carolla ekranizowali też Brytyjczycy. Najbardziej spektakularną próbę podjęli w 1972r, gdy projektem zajął się producent Joseph Shaftel zatrudniając do niego śmietankę brytyjskich aktorów, m.in.: Petera Sellersa, Dudleya Moore`a, Michaela Crawforda, Ralpha Richardsona. Rolę Alicji powierzono młodziutkiej Fionie Fullerton, dla której była to chyba jedyna znacząca rola obok kreacji w Mikołaju i Aleksandrze z 1971r i w Zabójczym widoku gdzie zagrała Polę Ivanową - dziewczynę Bonda. Ekranizacja ta należy do średnio udanych, niedoświadczonemu reżyserowi Williamowi Sterlingowi nie udało się zapanować nad zastępem gwiazd, w efekcie, czego film poniósł klęskę finansową. Po latach na Zachodzie odkryto zalety Przygód Alicji w Krainie Czarów. Film doczekał się tam wielu wydań DVD i częstych emisji telewizyjnych. U nas ta ekranizacja jest prawie zupełnie nieznana. Nigdy nie emitowano jej w naszej TV, ale na szczęście w zeszłym roku jeden z tabloidów dołączył do swojego wydania ten film na DVD, dzięki czemu mogłem go w końcu obejrzeć.

Producenci wersji z 1972r zapragnęli mieć w niej wszystko co najlepsze. Skorzystali więc z usług najjaśniej wówczas świecącej gwiazdy na firmamencie muzyki filmowej jaką był niewątpliwie kompozytor John Barry. Anglik zdawał się być zresztą optymalnym wyborem. Obdarzony niespotykanym talentem melodystycznym twórca był odpowiedzialny za jedne z najpopularniejszych i najczęściej coverowanych tematów i piosenek filmowych lat 60-tych: Born Free, Midnight Cowboy, James Bond Theme, Goldfinger, YOLT, OHMSS i inne. Barry miał też niemałe doświadczenie w pisaniu musicali, mając na koncie Passion Flower Hotel(1965) i Lolita My Love z 1970r (będący owocem współpracy z legendarnym tekściarzem Alanem Jayem Lernerem), co odegrało niebagatelne znaczenie, bowiem twórcy Przygód Alicji w Krainie Czarów zdecydowali się na stworzenie dzieła właśnie w konwencji musicalu. John Barry obrał własną drogę artystyczną rezygnując z broadwayowskiej stylistyki opartej na przebojowych i krzykliwych show-tunes. Stworzył bardzo angielski musical, ?niemalże w stylu panów Gilberta i Sullivana, lecz w bardziej współczesnym klimacie? - jak sam to ujął. Kompozytor skorzystał z usług 50-osobowej orkiestry, wykorzystując oprócz sekcji smyczkowej, dętej i drewnianej także mandoliny, syntezator Mooga i organy rurowe. Teksty większości piosenek napisał etatowo współpracujący z Barrym Don Black. Anglik wykorzystał też kilka wierszy Lewisa Carolla z powieści dopisując do nich muzykę.

Alice`s Adventures in Wonderland otrzymała bardzo bogaty materiał melodyczny. John Barry skomponował tu kilkanaście linii melodycznych, z czego na pierwszy plan wybijają się trzy olśniewające pięknem i naturalnością tematy główne napisane dla postaci Alicji - dwa z nich zostają zaprezentowane w uwerturze rozpoczynającej album. W opatrzonych świetnymi tekstami Blacka wokalnych wersjach balladowych pojawiają się w trzech kluczowych momentach podróży Alicji po Krainie Czarów. Courioser And Courioser na początku, I`ve Never Been This Far Before w środku i wreszcie The Me I Never Knew w finale, gdy Alicja budzi się ze snu w swoim domu dokonując refleksji nad świadomością życia. Wszystkie trzy ballady to przykład dojrzałej liryki Barry`ego nieulegającego nadmiernej cukierkowości i kiczowatości oraz presji dominowania atrakcyjnej formy nad treścią. Pobrzmiewają tu echa wybitnych kompozycji Anglika z Marii, królowej Szkotów i Walkabout. Liryczny materiał uzupełnia Dum And Dee Dance z pojawiającym się tylko na kilka momentów wokalem Fiony Fullerton. Najciekawszą pozycją z materiału instrumentalnego Alicji… zdaje się być The Royal Procession, majestatyczna, królewska kompozycja z dętymi fanfarami, wywołująca skojarzenia ze klasyczną kompozycją tytułową z Lwa w zimie. Ilustracja Barry`ego obfituje w różnego rodzaju piosenki sytuacyjne ilustrujące kolejne spotkania Alicji z bajkowymi postaciami z Krainy Czarów. Poczynając od You`ve Gotta Know When To Stop i Medley mające formę moralitetów przez beztroskie They Told Me, The Last Word is Mine śpiewane przez Michaela Crawforda, po The Pun Song i Will You Walk A Little Faster będące wielowokalowymi songami, w których postawiono na błazeństwa wokalne i przede wszystkim komizm potęgowany przez purnonsensowne teksty pełne absurdów i gierek słownych. W tych dwóch, trzech piosenkach, jak i w instrumentalnym The Lobster Quadrille, gdzie Barry zręcznie bawi się rytmiką przyspieszając co chwilę tempo utworu, pojawia się raczej nieodzowna w dziecięcych ilustracjach mickey-mousingowa stylistyka, która na szczęście została wykorzystana z umiarem nie czyniąc albumu nadmiernie infantylnym.

Album Alice`s Adventures In Wonderland nie jest tożsamy z materiałem pojawiającym się w filmie. Spośród szesnastu kompozycji nań zawartych w filmie nie pojawiają się cztery. Szkoda natomiast świetnych kilkunastu minut score`u, których brakuje na albumie, przez co nie można w pełni docenić tego dziełka, w szczególności bogactwa melodycznego tej pracy. Obok prezentującej najwyższy poziom melodyki nieocenionym plusem Alice`s Adventures... jest doskonałe oddanie ducha powieści Carolla za pomocą muzyki. Równe zasługi mają tu zarówno John Barry jak i Don Black. Z pewnością muzyka ta poprawi nastrój niejednemu słuchaczowi, została bowiem napisana z dużą finezją, polotem i humorem. Warto o tym nadmienić, gdyż w dziełach Anglika z ostatnich 20 lat tego mi właśnie najmocniej brakowało - jego muzyka stała się bardzo poważna, refleksyjna oraz pozbawiona tego entuzjazmu i jajcarstwa, które znajdziemy w Alice`s Adventures In Wonderland, Diamonds Are Forever i kilku innych pracach z tego okresu. Zmieniają się czasy i trendy w tworzeniu musicalowych ilustracji filmowych i w związku z tym Alice`s Adventures In Wonderland na pewno nie każdemu dziś przypadnie do gustu. Być może dzieło to prezentuje się dziś z lekka archaicznie i mało efektownie, ale pozostało w nim to co najważniejsze: magia i carollowski klimat oraz rewelacyjne tematy, które pewnie nigdy się nie zestarzeją. To najciekawszy obok szlagierowego Billy`ego z 1974r owoc pracy duetu Barry-Black.

Ocena: (5/5)


Petulia (1968)

Gdyby lata 60-te trwały do dzisiaj, Barry nadal byłby na topie... Takie oto tylko karkołomne stwierdzenie przychodzi mi na myśl, kiedy widzę film i słucham muzyki do Petulii. W 1968 roku powstał film będący owocem już drugiej współpracy między zdolnym reżyserem Richardem Lesterem a Johnem Barry. Po raz pierwszy spotkali się przy okazji kręcenia filmu The Knack And How To Get It - portretu Londynu lat `60, za który Lester otrzymał Złotą Palmę w Cannes 1965. Tym razem stworzył film o trudnej miłości pielęgniarki Petulii Danner, którą gra Julie Christie oraz świeżo rozwiedzionego lekarza - Archiego Bollena - w tej roli znakomity jak zawsze George C. Scott. Petulia to tak naprawdę słodko-gorzka opowieść o trudnych i zagmatwanych relacjach międzyludzkich, o mentalności pokolenia lat `60, to portret ery ?flower-power? w wydaniu amerykańskim. Scenariusz do tego obrazu powstał na podstawie opowiadania Me and The Arch-Kook Petulia Johna Haase i ostateczny rys nadał mu Lawrence Marcus, a wcześniej pracowali nad nim - Barbara Turner i Charles Wood. Powstała interesująca historia, opowiedziana przez reżysera Richarda Lestera i znakomitego operatora Nicholasa Roega w sposób dosyć oryginalny - film bowiem składa się z naprzemiennie następujących po sobie - wydarzeń z przeszłości - i aktualnie toczących się wątków. Szybkie cięcia, niespokojna kamera, przenikania, efekt ?mgły? - wszystko to tworzy surrealistyczny nastrój obrazu, jakim jest Petulia. Niełatwy to film w odbiorze, ponieważ wymaga bardzo dużego skupienia, ale z drugiej strony - stanowi to o jego sile wyrazu i niekonwencjonalnej kinematografii. Petulia ma swoją ?gęstą? atmosferę, na którą składają się właśnie nieustanne powroty do przeszłości, wspomnienia bohaterów przywoływane za pomocą nagłych cięć i szybko montowanych scen bez dźwięku. To naprawdę specyficzny film, który nie każdemu może przypaść do gustu w odbiorze. Jednak jako studium psychologiczne wypalonych emocjonalnie i zagubionych życiowo ludzi pokolenia powojennego - film wypada naprawdę dobrze. Diagnoza postawiona przez twórców filmu jest jedna - to pokolenie przegrało...życie.

John Barry wypowiedział się o filmie, że zrobił na nim nie lada wrażenie właśnie przez wyjątkowe zdjęcia i montaż. Do tak skomplikowanego fabularnie i wizualnie filmu Barry skomponował jeden z najbardziej charakterystycznych soundtracków w swojej bogatej karierze. Niezbyt rozbudowany, skromnie brzmiący w filmie(to zasługa bardzo skąpego miksu z dźwiękiem) a jednak na tyle mocny tematycznie, że zapadający bez trudu w pamięć. Oparty o jeden dominujący temat poświęcony głównej bohaterce filmu i bezbłędne jazzowe ?source-cues? jest perłą w dorobku angielskiego kompozytora. Main Title to temat główny, który jest bazą całego soundtracku - to hipnotyczny utwór na saksofon i sekcję smyczkową. Zaczyna się od dwóch nut, które przypominają syrenę karetki pogotowia - to pomysł kompozytora nawiązujący do symbolicznego rozpoczęcia i zakończenia filmu - samochodu jadącego ?na sygnale?. Potem wchodzi 4-nutowy, prosty temat grany przez sekcję smyczkową, a w tle cały czas przewija się ten pierwszy 2-nutowy, jako *kontrapunkt. Melodia ilustruje smutek i melancholię głównej bohaterki, jej w gruncie rzeczy samotną egzystencję i przegrane życie osobiste. Barry tym samym stworzył jeden z najlepszych i rozpoznawalnych tematów w swojej karierze - unikalny, nostalgiczny, z nerwowym 2-nutowym tematem symbolizującym syrenę samochodową i jazzowy w brzmieniu. Drugi utwór na płycie to Friends Of The Evergreen pochodzący ze sceny podróży Petulii do miasta autobusem i ilustrujący jednocześnie komiczne zmagania Archiego-kochanka Petulii z tubą. Doskonale dopasowany do obrazu, oparty o temat główny, tworzy niespokojną atomosferę dzięki dusznemu brzmieniu saksofonów i rogów francuskich *unisono. Słychać tu wyraźne echa bondowskich kompozycji Barry`ego, zwłaszcza dzięki sekcji smyczkowej. Jedną z ?low-key?, bardzo subtelnych ilustracji na soundtracku jest A Little Old-fashioned Nostalgia grana praktycznie na samym fortepianie z delikatnie wchodzącą sekcją smyczkową, a kończy się dynamiczną kodą na sekcję dętą. Atmosferę zagrożenia i halucynacji tworzy zaś niespokojne Comprehendo? z ?dialogiem? pomiędzy instrumentami smyczkowymi a dętymi. Once Having Been Lovers z kolei jest przykładem inteligentnego użycia jednostajnej sekcji smyczkowej i wsparcia ze strony sekcji dętej do wytworzenia nastroju smutku i emocjonalnego bólu. Bardzo nisko grająca orkiestra powoli gra temat główny, dodając scenie, którą ilustruje niesamowicie dużo emocji.

Druga strona soundtracku Barry`ego to fantastyczne ?source-cues? takie jak Highway 101 - nieużyty w filmie energetyczny jazzowy kawałek, z prostym motywem granym na wibrafonie, dominuje też w nim sekcja dęta i wspaniała perkusja. Jednak najbardziej zmysłowe brzmienie mają cztery nie waham się powiedzieć - genialne w wykonaniu i kompozycji - jazzowe utwory. Pierwszym z nich jest Motel pochodzący ze sceny nieudanej pierwszej randki Petulii i Archiego w motelu. Wspaniała instrumentacja, poparta niewymuszoną, perfekcyjną grą na fortepianie, saksofonie i puzonie oraz sekcją smyczkową czynią cuda. Barry ukazał swój nieprzeciętny talent do komponowania per se jazzowych utworów, które mają wrodzony czar i grację i nigdy się nie starzeją. Potem przychodzi kolej na dwie wersje tematu głównego - pt. Petulia. Ciekawa jest ich historia bowiem powstały w celach promocyjnych soundtracku i nie użyto ich w filmie. Jedna Petulia to tzw. wersja ?AM? - dedykowana do stacji radiowych nadających na tym właśnie paśmie fal. W latach `60. to pasmo zdominowane było przez rozgłośnie skierowane głównie do młodych odbiorców i stąd wersja Petulii, którą słyszymy ma szybsze tempo, *synkopowane typowo dla jazzowych kompozycji, riffujące pianino, wyraźny rytm i dużo improwizacji na trąbce oraz saksofonie. Prawdziwe cudo!!! Wersja Petulia FM - to znacznie bardziej stonowana muzyka, przeznaczona dla dorosłych, słuchających znacznie bardziej wysublimowanej muzyki - taka bowiem była nadawana tylko na falach FM. Barry ?zwolnił? swój temat, nadając mu brzmienie bardziej symfoniczne - melodia filmu jest tutaj oddana w ręce sekcji smyczkowej praktycznie całkowicie. Ta wersja, przepełniona jest gracją typową dla instrumentacji Barry`ego na instrumenty smyczkowe, aczkolwiek pojawia się też interesujący smaczek w postaci solo na saksofonie i delikatnego fortepianu. Bogate brzmienie skrzypiec i ujmująca melodia czynią zeń kolejną perełkę na tym soundtracku. Zupełnie inny w charakterze jest Border Gate At Tijuana - żywy, podobny do Highway 101 skomponowany na meksykańską perkusję i z dominantą sekcji dętej - bardzo pogodny, utrzymany w konwencji latynoamerykańskiej muzyki rozrywkowej. Nasuwa nieodparte skojarzenia z inną kompozycją Barry`ego z tego samego roku - Statue Dance z Deadfall(Barry chyba skopiował jeden temat z drugiego). Eat Topless ze sceny rozmowy Archiego ze swoim przyjacielem w klubie topless, kończy tę paradę jazzowych kompozycji. Tym razem mamy do czynienia z powolną, klimatyczną kompozycją na rogi i improwizujący saksofon. Barry tym utworem nawiązuje do stylu Henry`ego Mancini. Barry takimi ścieżkami muzycznymi zapowiada swoje późniejsze dokonania takie, jak Try z OHMSS czy Fun City z Midnight Cowboy`a. Płytę kończy End Titles, które wpisuje się w tradycję wyśmienitych kompozycji do początkowych i końcowych scen filmowych a la Barry. W filmie zaczyna się już podczas sceny pożegnania w szpitalu Petulii i Archiego. Wysoka tonacja sekcji smyczkowej, grającej główny temat plus charakterystyczny flecik nadają scenie dodatkowej wymowy, uzmysławiają tragedię Petulii,jej wyobcowanie a jednocześnie nieodparty wdzięk ?uroczej idiotki?. Doskonała gra Georga C. Scotta i Julie Christie opatrzona fantastyczną muzyką Barryego tworzy naprawdę dobrą kulminację filmu. Na napisy końcowe(od 3:50 w End Titles) wchodzi temat zagrany w identycznej aranżacji jak w Main Titles.

Psychodeliczny film Richarda Lestera został uznany wśród krytyków za jeden z najlepszych obrazów amerykańskiego społeczeństwa lat `60. Nie sposób się nie zgodzić z opinią, że to ciekawy i interesujący choć - trudny w odbiorze film. Jednak pomimo wszystkich prawdziwych, czy tylko domniemanych wad - broni się trafnym potretem psychologicznym głównych postaci, świetną grą aktorską, zwłaszcza Georga C. Scotta i fenomenalnymi zdjęciami i montażem. Tutaj należy pochwalić Nicholasa Roega, dla którego - tym razem w roli reżysera - Barry skomponował swój inny równie piękny i inteligentny score w 1970 roku do filmu Walkabout. John Barry zaś wykreował słodko-gorzkie brzmienie w scorze do Petulii, tak inteligentne jak i wciągające, o wielu obliczach - melancholijnych, o zabarwieniu jazzowym, zmysłowych, smutnych ale i wesołych. Tak jak ten score uznać należy za absolutny majstersztyk, tak należy wspomnieć w którym roku powstał - był to rok trzech innych, równie wybitnych i niepodobnych do siebie soundtracków za które Barry do dzisiaj jest uznawany za najbardziej pomysłowego kompozytora lat sześcdziesiątych. Rok 1968 - a powstały w nim Boom!, Deadfall i Oscarowy The Lion In Winter. Jak widać Petulia znalazła się w doborowym towarzystwie, sama będąc również klasą samą dla siebie, jako muzyka filmowa. Barry, wyraził się o swoim temacie jako ?chłodnym, ale dobrze działającym w filmie? i ma całkowitą rację. Dodając do tego jego entuzjazm do tworzenia ?source-cues? do filmów - a w Petulii miał przecież taką okazję i skorzystał z niej jak rzadko kiedy - mamy do czynienia z naprawdę wyjątkowym muzycznym daniem.

Ocena: (5/5)

Recenzję napisał(a): Damian Sołtysik i Janusz Pietrzykowski   (Inne recenzje autora)



Wczytywanie ...


Lista utworów:

Alice`s Adventures In Wonderland
1. Overture - 4:29
2. Curiouser and Curiouser (Fiona Fullerton) - 2:16
3. You`ve Got to Know When to Stop (Davy Kaye) - 2:09
4. The Royal Procession - 1:44
5. The Last Word Is Mine (Michael Crawford, Fiona Fullerton) - 2:01
6. Dum and Dee Dance (Fiona Fullerton) - 3:08
7. The Pun Song (Sir Robert Helpman, Peter Sellers, Dudley Moore) - 3:03
8. I`ve Never Been This Far Before - 2:19
9. Curiouser and Curiouser - 2:14
10. I`ve Never Been This Far Before (F. Fullerton) - 2:19
11. Medley/Off With Their Heads/The Croquet Game/The Moral Song (Dame Flora Robson, Peter Bull) - 4:15
12. The Me I Never Knew - 2:39
13. The Lobster Quadrille - 1:46
14. Will You Walk a Little Faster? (Michael Hordern, Spike Mulligan) - 1:57
15. They Told Me (M. Crawford) - 0:54
16. The Me I Never Knew (F. Fullerton) - 4:10

Czas trwania: 42:06

Petulia
17. Main Title-Petulia - 1:57
18. Friends of the Evergreen - 2:05
19. Highway 101 - 2:31
20. A Little Old-Fashioned Nostalgia - 2:51
21. Motel - 4:50
22. Petulia - 3:01
23. Petulia - 3:23
24. Comprehendo? - 1:59
25. Border Gate at Tijuana - 2:38
26. Once Having Been Lovers - 3:06
27. Eat Topless - 3:29
28. End Title-Petulia - 5:03

Czas trwania: 37:33
Razem: 79:48

Komentarze czytelników:

Adam Krysiński:

Moja ocena:

Fenomenalny album! Jedno z najlepszych wydań FSM. Wspaniałe dwie recenzje... Na dodatek celebarację 500-setnej recenzji czas zacząć :) Nie ma to jak Barry na jubileusz ;-) Warto odwiedzić zagraniczne strony, na których album równiez jest oceniany maksymalnie, niewazne przez kogo. Muzyczną przygodę z tym albumem powinien rozpocząć każdy miłośnik muzyki filmowej. Polecać nie trzeba.

Marek:

Moja ocena:
bez oceny

Gratuluję jubileuszu! I zasług (w internecie chyba największych) w popularyzacji Barryego;)

Alfred:

Moja ocena:

Jak zwykle znakomita recenzja Pana Pietrzykowskiego. Szkoda tylko, że pisze tak rzadko, bo bardzo lubię jego teksty. Oczywiście Pan Sołtysik również trzyma bardzo wysoki poziom. Właściwie mogę powiedzieć, że są Panowie moimi ulubionymi recenzentami muzyki filmowej ze wszystkich polskich portali internetowych zajmujących się tą tematyką. Gratuluję i proszę o więcej :)

Corsito:

Moja ocena:
bez oceny

Kurcze :) Mam tę płytę od 4 dni, jeszcze jej nie osłuchałem dobrze a tu już recka :)