Soundtracks.pl - Muzyka Filmowa

Szukaj w:  Jak szukać?  



Aby otrzymywać świeże informacje o muzyce filmowej, podaj swój adres e-mail:



Zapisz

IV International Film Music Conference, Úbeda - relacja. Część III

30 Sierpień 2008, 21:04

 




12 VII - DZIEŃ III
 
Poranny dźwięk budzika, boleśnie mącący zasłużony sen, nie dał się zwieść panującej w pokoju hotelowym grobowej ciemności. Wystarczyło delikatne odchylenie okiennic, by ostre hiszpańskie Słońce wtargnęło do środka, przypominając o tym, że zaczął się kolejny dzień IV Międzynarodowej Konferencji Muzyki Filmowej w Úbedzie.
 
Na I punkt programu zaplanowano drugie podczas tegorocznej edycji spotkanie z amerykańskim kompozytorem Joelem McNeelym. Wielu słuchaczy z pewnością zna artystę wyłącznie z jednego dzieła, a mianowicie gwiezdno-wojennego Shadows of the Empire, jednak jego dorobek - zarówno filmowy, jak i pozafilmowy - jest znacznie bogatszy i z pewnością warty dokładniejszego poznania. W swojej karierze McNeely miał okazję współpracować z takimi twórcami, jak m.in.: George Lucas czy James Cameron. Pracował również ramię w ramię z takimi kompozytorami, jak: Jerry Goldsmith, Laurence Rosenthal i Bruce Broughton. Nie do przecenienia jest także jego wkład w restaurację muzyki wielu zasłużonych kolegów po fachu, by wymienić tylko Franza Waxmana lub Bernarda Herrmanna, któremu poświęcony był pierwszy, czwartkowy panel McNeely`ego.
 
Tym razem mowa była głównie o najświeższym projekcie, w jakim uczestniczył kompozytor, czyli o Disneyowskiej produkcji pt. Tinker Bell. Projekt został stworzony bezpośrednio na rynek DVD i prawdopodobnie umknie uwadze wielu widzów, jednak historia jego powstania okazała się iście epicka i warta przybliżenia. Powstawanie filmu trwało bez mała cztery lata. Jest to - jak przyznał kompozytor - najdłuższe zlecenie, nad jakim zdarzyło mu się pracować. Decydenci z Disney`a wymyślili sobie, że postać Dzwoneczka z historii o Piotrusiu Panu idealnie nadaje się na bohaterkę nowej serii filmów, rewii na lodzie, książeczek, zabawek i dodatków do płatków śniadaniowych. Innymi słowy, miała zarobić dla nich masę pieniędzy. Gdy założenia zostały opracowane, zaczęto przygotowywać animację. Wtedy też zwrócono się do McNeely'ego z zadaniem napisania muzyki i piosenek. Po około dwóch latach początkowa koncepcja rozwinęła się na tyle, że przed kompozytorem stanęło wyzwanie przygotowania aż 15 numerów śpiewanych (!). Nie było to jednak wszystko, z czym przyszło mu się mierzyć. Przez produkcję przewinęło się łącznie 11 reżyserów, każdy z innymi pomysłami, z których większość spotkała się z dezaprobatą ze strony studia. Z perspektywy czasu, to McNeely okazał się jedynym członkiem początkowej ekipy, który ostał się aż do zakończenia prac. Nie da się tego samego powiedzieć o jego piosenkach, z których w gotowym obrazie pozostała... jedna.
 
 
Joel McNeely omawia partyturę do filmu Tinker Bell
 
Swoją muzykę do Tinker Bell McNeely oparł o nawiązania do muzyki irlandzkiej, główną rolę powierzając różnej maści fletom i fletniom. W tym momencie kompozytor zaprezentował słuchaczom jeden z przewodnich tematów, który wykonał na przyniesionym ze sobą instrumencie. Odnosząc się od planowanego wydania muzyki, podkreślił, że grupą docelową albumu - czyli de facto produktu marketingowego - są małe dziewczynki i ich mamy, co ma swoje daleko idące konsekwencje. Nie dosyć, że na płycie znajdzie się zaledwie 15 minut muzyki (sic.), to jeszcze połowę będą stanowić pop-songi ‘inspired by` w wykonaniu gwiazdek z Disney Chanel... Jeśli więc któryś z fanów liczył na nieźle przygotowane wydanie dobrej muzyki, to... niech już przestanie. Pytanie, skąd wiem, że dobrej? A stąd, że McNeely przedstawił zgromadzonym coś więcej niż te kilka nut na flecie. Dzięki hojności kompozytora, mieliśmy wyjątkową okazję usłyszeć około pół godziny skomponowanej do filmu muzyki, specjalnie dla nas puszczonej wprost z komputera. Było to w sumie aż 10 utworów (w tym owa jedyna piosenka), każdy z nich omówiony przez artystę i uzupełniony skanami z partytury. Prezentacja, co nie dziwi, została nagrodzona hucznym aplauzem.
 
Gdy przyszła pora na pytania od publiczności, na pierwszy ogień poproszono kompozytora o przybliżenie historii współpracy z Jerrym Goldsmithem przy muzyce do Air Force One. Według relacji McNeely`ego, maestro przyjął ten projekt po tym, jak studio zrezygnowało z innego artysty. Jako że czasu było mało, Goldsmith zwrócił się do McNeely`ego o pomoc, zostawiając mu zadanie napisania około pół godziny muzyki. Przekazał mu w tym celu przygotowane już przez siebie tematy oraz wstępne szkice partytury. Bazując na nich, kompozytor starał się możliwie oddać styl Jerry`ego, choć było to trudne, gdyż ten posiadł wyjątkowy talent zawierania maksimum treści w minimalnej ilości nut. Jak dodał, praca ta, choć ciężka, stanowiła jednocześnie bardzo cenną naukę na przyszłość. Na koniec, nawiązał jeszcze do swojej pracy pod kierunkiem Jamesa Camerona, z którym zrobili razem serial Dark Angel oraz przeznaczoną dla sieci IMAX Ghost of the Abbys. McNeely opisał reżysera jako osobę nieprzeciętnie inteligentną, bardzo ciekawą, ale jednocześnie trudną w kontakcie, gdyż mającą czasem spory problem z klarownym przekazaniem swojej wizji. Z drugiej strony, praca z nim dawała jednak olbrzymią satysfakcję zawodową i osobistą.
 
 
Spotkanie z Joelem McNeelym
 
Wraz z zakończeniem długiego, ale bardzo udanego wykładu, organizatorzy konferencji rozpoczęli ostatnie przygotowania do zbliżającej się wielkimi krokami gali wręczenia nagród GoldSpirits dla twórców muzyki filmowej. Przez siedem lat udało się Hiszpanom z BSO Spirit podnieść rangę tych wyróżnień z czysto symbolicznej, do całkiem znaczącej, a to między innymi dzięki takim uroczystościom, jak ta tegoroczna - profesjonalnie przeprowadzonym i z uczestnictwem znanych nazwisk z branży. Już w zeszłym roku byłem pod wrażeniem ilości wykonanej przez organizatorów pracy - zarówno na poziomie scenariusza, jak i realizacji technicznej (duża ilość i świetna jakość klipów wideo). Tym razem nie zapowiadało się, że ma być inaczej. Co więcej, niczym na gali nagród Akademii, opracowana została cała seria skeczy, które miały umilić widzom całą ceremonię. Dodam, że dzięki swojej bezpretensjonalności, były one w większości naprawdę zabawne.
 
Goldspirits Awards - czołowka
 
Otwarcie gali GoldSpirits Awards - czołówka
 
Wbrew wcześniejszym założeniom, znacznie odchudzono listę kategorii, w których przyznawano nagrody, co skróciło (i tak zakończoną z opóźnieniem) uroczystość. Wśród nominowanych był m.in. Jan A.P. Kaczmarek, którego Wojna i pokój startowała w kategorii ‘Najlepsza muzyka w produkcji TV`. Polak niestety przegrał z Michaelem Giacchino, który był zdecydowanym triumfatorem tegorocznej edycji, zdobywając aż 5 wyróżnień, w tym dwa najważniejsze - za najlepszą muzykę filmową roku i dla najlepszego kompozytora. Jak później relacjonował Robert Townson, który miał okazję po zakończonej gali rozmawiać z laureatem przez telefon, Giacchino nie tylko bardzo ucieszył się z uznania, jakie na niego spłynęło, ale również wyraził żal, że nie może go być w tym roku w Hiszpanii.
 
W kategoriach hiszpańskich najlepszy okazał się Roque Baños. To trzecia pod rząd tak udana dla niego ceremonia GoldSpirits, co tylko potwierdza, że na Półwyspie Iberyjskim jest niekwestionowaną gwiazdą. Zaproszony na scenę wśród gromkich braw, kompozytor nie mógł ukryć emocji. Niezły wynik osiągnęli również Alexandre Desplat i Hans Zimmer - oboje po dwie nagrody. BSO Spirit przyznało również specjalną nagrodę za całokształt twórczości obecnemu na konferencji Patrickowi Doyle`owi. Przypomniano w telegraficznym skrócie jego najważniejsze dokonania, następnie oddano mu głos. Chyba po raz pierwszy podczas całej konferencji, Doyle zachował pełną powagę i głęboko wzruszony wygłosił bardzo ciepłą, nagrodzoną brawami przemowę. Można ją obejrzeć poniżej.
 
Goldspirits Awards - Patrick Doyle
 
Patrick Doyle odbiera nagrodę
 
 
Dla zainteresowanych, oto pełna lista zwycięzców VII GoldSpirit Awards:
 
Najlepsza hiszpańska ścieżka dźwiękowa - Las 13 Rosas (Roque Baños);
Najlepsza muzyka w dramacie - Atonement (Dario Marianelli);
Najlepsza muzyka w komedii - Mr. Magorium`s Wonder Emporium (Alexandre Desplat & Aaron Zigman);
Najlepszy debiut/przełom w karierze - El orfanato (Fernando Velázquez);
Najlepsza muzyka w filmie sci-fi/fantasy - The Golden Compass (Alexandre Desplat);
Najlepszy kompozytor hiszpański roku - Roque Baños;
Najlepszy utwór roku - Up is Down z Pirates of the Caribbean III: At the World`s End (Hans Zimmer);
Najlepsza muzyka w produkcji TV - Lost III (Michael Giacchino);
Najlepsza muzyka w grze wideo - Lair (John Debney);
Najlepsza muzyka w filmie grozy - I am Legend (James Newton Howard);
Najlepsza muzyka w filmie przygodowym - Pirates of the Caribbean III: At the World`s End (Hans Zimmer);
Najlepsza muzyka w filmie animowanym - Ratatouille (Michael Giacchino);
Najlepsza piosenka - Le Festin z Ratatouille (wyk.: Camile, muz. i słowa: Michael Giacchino);
Nagroda specjalna za osiągnięcia w muzyce filmowej  - Patrick Doyle;
Grand Prix: najlepsza muzyka filmowa roku - Ratatouille (Michael Giacchino);
Grand Prix: najlepszy kompozytor filmowy roku - Michael Giacchino.
 
 
Goście GoldSpirits Awards - w I rzędzie: Patrick Doyle, J.A. Bayona i Fernando Velázquez
 
Jak już wspomniałem wcześniej, ceremonię - poza częścią merytoryczną - uświetniały również scenki kabaretowe w wykonaniu członków BSO Spirit, a także przeróżne filmowe parodie i gagi, przy których ciężko było zachować poważną minę. Do najlepszych należały z pewnością te, w której zaprezentowano alternatywną historię muzyki filmowej, w której m.in. Piraci z Karaibów zilustrowani byli muzyką Korngolda, Brudny Harry rozprawiał się z bandytami w rytm utworu Axel F, Ben Hur ścigał się rydwanem pod muzykę z Gladiatora a Spartakus umierał z brzmiącym w tle My Heart Will Go On. Z kolei zakonnice z Sister Act śpiewające Ave Satani Goldsmitha są już po prostu nie do opisania. Trochę czasu poświęcono również poważnym sprawom, a mianowicie blokom wspomnieniowym o dwóch zmarłych w tym roku kompozytorach - Leonardzie Rosenmanie i Alexandrze Courage.
 
 
GoldSpirits Awards - Fernando Velázquez i Patrick Doyle podczas przerwy
 
Całość dobiegła końca z mniej więcej 45-minutowym poślizgiem. W międzyczasie odbyła się jedna przerwa, która - ze względu na obecność wszystkich gości - stanowiła doskonałą okazje do ogólnie pojętego lansu. Z tym chyba przeholowałem, gdyż John Scott, z którym nawiązałem luźną pogawędkę, zaczął mnie przedstawiać swojej znajomej jako polskiego kompozytora…
 
Kolejne pozycje programu były już niestety wyłącznie hiszpańskojęzyczne, dlatego też pozostały do wieczora czas można było poświęcić na odpoczynek, posiłek, sen, turystykę i rekreację, albo cokolwiek innego, co akurat komuś przyszło do głowy. Dla formalności, kolejne wykłady poprowadzili kolejno Fernando Velázquez z Juanem Antonio Bayoną oraz Roque Baños. Pierwsza para to kompozytor i reżyser popularnego, wyświetlanego również w naszym kraju, horroru Sierociniec.  Velázquez to kompozytor na dorobku, jednak nie bez sukcesów, zarówno w kraju, jak i za granicą. Z kolei Baños to już niemal weteran, który - mimo względnie młodego wieku - zyskał pozycję jednego z liderów w swojej branży w kinie hiszpańskim oraz oddaną rzeszę fanów. Dzięki temu ma okazję pracować nad największymi produkcjami powstającymi w swoim kraju oraz z tak uznanymi twórcami, jak np. Carlosem Saurą. Na swoim koncie ma również takie anglojęzyczne obrazy, jak The Machinist z Christianem Balem czy Sexy Beast z Ray`em Winstonem.
 
 
Od prawej: J.A. Bayona i Fernando Velázquez
 
 
 
Roque Baños [z lewej]
 
 
Na wykładach trójki Hiszpanów upłynęło całe konferencyjne popołudnie, natomiast wieczór przeznaczony był na uroczysty koncert muzyki filmowej. Zaplanowano go na godzinę 21:45, co w zasadzie czyniło z niego pozycję bardziej nocną niż wieczorną. Na wstępie przemowę wygłosił burmistrz Úbedy, pan Ruiz, który w imieniu swoim i organizatorów zaprosił na podium maestro Alberto Iglesiasa - niedawno przybyłego, dwukrotnie nominowanego do Oscara hiszpańskiego kompozytora, stałego współpracownika m.in. Pedro Almodovara. Otrzymał on ufundowaną przez miasto nagrodę w uznaniu zasług w promowaniu hiszpańskiej kultury na Świecie.
 
 
Alberto Iglesias
 
Tym miłym akcentem rozpoczęła się wielka uczta muzyczna. Zgromadzonych powitał Bruce Broughton, do którego należał początek koncertu. Zaprezentował zgromadzonym w patio Hospital de Santiago utwory z filmów Tombstone (1993) i Disneyowskiego The Rescuers Down Under (1990), znanego u nas jako Bernard i Bianka w krainie kangurów. Wykonywała je ta sama świetna orkiestra, co przed rokiem - Filarmonía Orchestra pod dyrekcją Pascala Osy. Ponownie towarzyszył jej chór Coro Ziryab.
 
 
Bruce Broughton i orkiestra
 
W dalszej kolejności wystąpił Roque Baños z suitą z tegorocznego thrillera Los crímenes de Oxford (krótki fragment można obejrzeć niżej).
 
 
Roque Baños
 
 
Roque Banos - Los Crimenes de Oxford - Suite
 
Roque Baños - Los crímenes de Oxford (fragment; dyr. Roque Baños)
 
Po Hiszpanie przyszła kolej na Joela McNeely, który na wstępie poprowadził orkiestrę przez słynny temat Bernarda Herrmanna z filmu North by Northwest a następnie przez utwory z takich swoich prac jak: Iron Will (1994), I Know Who Killed Me (2007) i Pooh`s Heffalump Movie (2005), na deser zostawiają pokaźnych rozmiarów segment poświęcony Star Wars: Shadows of the Empire (1996). Składały się na niego: Main Title, Imperial City, Seduction of Princess Leia i wreszcie fenomenalny Xizor`s Theme.
 
 
Joel McNeely
 
 
North by Northwest
 
Bernard Herrman - North by Northwest (dyr. Joel McNeely)
 
 
Joel McNeely - Shadows of the Empire - Main Title & Imperial City
 
Joel McNeely/John Williams - Star Wars: Shadows of the Empire (fragment; dyr. Joel McNeely)
 
Fernando Velázquez oraz suita z jego El orfanato (2007) również znaleźli się w programie. Oprócz muzyki, na uwagę na pewno zasługiwał oryginalny sposób dyrygowania, jaki zaprezentował kompozytor (z drugiej strony nie jestem specjalistą, by akurat oceniać ten aspekt jego pracy).
 
Jednym z najmocniejszych punktów koncertu było wykonanie dwóch utworów Johna Scotta - były to suity z Antony & Cleopatra (1972) oraz The Final Countdown (1980). Muzyka z tego pierwszego jest uznawana za jedno z najwybitniejszych osiągnięć Anglika.
 
 
John Scott
 
 
John Scott - Antony & Cleopatra - Suite
 
John Scott - Antony & Cleopatra (fragment; dyr. John Scott)
 
 
John Scott - The Final Countdown - Suite
 
John Scott - The Final Countdown (fragment; dyr. John Scott)
 
W końcówce koncertu przewidziano miejsce dla muzyki Patricka Doyle'a. Szkocki artysta zaprezentował kompozycje z pięciu swoich obrazów. Najpierw zagrano porywającą Uwerturę z Much Ado About Nothing (1993), potem przyszedł czas na utwory z: Carlito`s Way (1993), Harry Potter and the Goblet of Fire (2005) oraz Mary Shelley`s Frankenstein (1994). Ten ostatni utwór wzbudził szczególny entuzjazm słuchaczy. Wreszcie orkiestra zagrała dwie pozycje z jednej z najlepszych prac Doyle`a - Henry V (1989). Były to triumfalno-batalistyczny St. Crispin`s Day/Battle pt1 oraz nagrodzony owacją na stojąco, chóralny Non Nobis Domine, w którego wykonaniu - zarówno w filmie, jak i podczas koncertu - wziął udział sam kompozytor.
 
 
Patrick Doyle i Joel McNeely
 
 
Patrick Doyle - Marry Shelley's Frankenstein - The Creation
 
Patrick Doyle - Mary Shelley`s Frankenstein (fragment; dyr. Joel McNeely)
 
 
Patrick Doyle - Henry V - Non Nobis, Domine
 
Patrick Doyle - Henry V (fragment; dyr. Joel McNeely)
 
Było już dobrze po północy, gdy koncert zbliżył się do finału, w którym po raz kolejny przywołano osobę nieodżałowanego Basila Poledourisa. Pod batutą Pascuala Osy muzycy przypomnieli jeden z najwspanialszych utworów kompozytora - Hymn for the Red October. Usłyszeć tą kompozycję na żywo to jeden z tych najpiękniejszych i najbardziej niezapomnianych momentów w życiu fana muzyki filmowej.
 
Basil Poledouris - The Hunt for the Red October - Hymn
 
Basil Poledouris - Hymn for the Red October (fragment; dyr. Pascual Osa)
 
 
 
Artyści oklaskiwani
 
 
 
Spotkanie z Fernando Velázquezem po koncercie
 
 
13 VII - DZIEŃ IV
 
Niedziela w Úbedzie zaczęła się tradycyjnie bardzo leniwie. Pełna wrażeń noc była wystarczającym powodem, by zarówno fani, jak i kompozytorzy mieli prawo do zasłużonego odpoczynku. Na godzinę 11:00 przewidziano początek sesji autografów, gorąco wyczekiwanego punktu programu, w którym fani z ochotą oddają okładki swoich ukochanych albumów do bezwstydnego pomazania… Ot taki już urok tego wszystkiego. W tym roku organizatorzy poddali cały proces dość restrykcyjnym regulacjom, pozwalającym m.in. na maksymalnie 3 podpisy dla jednej osoby od jednego artysty. Dotychczas zdarzało się, że fani wręczali ulubionym twórcom nawet kompletne kolekcje albumów. Jako że każdy teraz miał swoje, wcześniej wyznaczone miejsce w kolejce, pozostało tylko czekać na swoją szansę. Czekanie umilał obwoźny sklepik z płytami, który i tym razem przeżywał oblężenie, szczególnie, że była to ostatnia szansa na uzupełnienie zapasów. Sam skusiłem się wtedy jeszcze na trzy dodatkowe pozycje.
 
 
Sesja autografów
 
Przemiłym momentem podczas tego iście peerelowskiego wystawania w kolejce był występ chórzystów, którzy się jeszcze w jakimś procencie ostali w mieście po nocnym występie. Ekipa zaintonowała Non Nobis Domine, czym wzbudziła konsternację niezorientowanych, entuzjazm fanów i wreszcie radość kompozytora, który usłyszawszy swoją muzykę, wyszedł podziękować zgromadzonym.
 
 
Patrick Doyle słyszy znajomą melodię
 
 
Sesja autografów
 
Sesja autografów - montaż

Gdy wreszcie, po paru godzinach, nadeszła moja kolej na zbieranie podpisów, wykorzystałem ją do krótkich wymian zdań z każdym z gości. Chyba z dwa razy, gdy wspomniałem, że na imię mam Krzysztof, reakcją było: ?Jak Penderecki!??. Z kolei Fernando Velázquez zapytał, jak należy wymawiać poprawnie nazwisko Lutosławskiego… Końcem końców, w ciągu tej krótkiej rudny udało mi się zgromadzić około 12 autografów.
 
 
Alberto Iglesias i Patrick Doyle przy autografach
 
Podczas sesji organizatorzy sukcesywnie rozdawali płyty dvd z nagraniem zeszłorocznego koncertu. Były one jednym z gadżetów należących do obowiązkowego wyposażenia uczestnika konferencji, jednak z przyczyn technicznych nie zostały rozdane już podczas pierwszego dnia. Z dzisiejszej perspektywy mogę potwierdzić, że płyty zostały przygotowane lepiej niż te z 2007 roku, a to głównie dzięki umożliwieniu dostępu do każdego z utworów osobno, czego nie było wcześniej. Teraz na zawołanie każdy uczestnik mógł poznać lub przypomnieć sobie kompozycje Johna Debneya, Davida Arnolda, Johna Powella i innych gości III Konferencji.
 
Po zasłużonym odpoczynku i lunchu, przyszedł czas na tzw. Okrągły Stół, na który kompozytorzy przybyli spóźnieni i odrobinę podchmieleni, co kazało oczekiwać sporej ilości ciekawych opowieści. A tych rzeczywiście nie brakowało. Dyskutantami byli: Broughton, McNeely, Scott, Slaski i Doyle, przy czym ten pierwszy moderował całością. Jednym z pierwszych tematów były historie frontowe, czyli trudne dni w życiu kompozytora filmowego. Sam Broughton wspomniał o dość nietypowych żądaniach reżyserów, z którymi musiał się często stykać na przestrzeni swojej kariery, natomiast McNeely opowiedział o swoim I projekcie i o tym co się może stać, gdy ma się atrakcyjną asystentkę.
 
 
Kompozytorzy przy stole [od lewej: B. Broughton, J. McNeely, J. Scott, Ch. Slaski i Patrick Doyle; na rogach tłumacze]
 
Okragły stół - Bruce Broughton
 
Okrągły stół - Bruce Broughton
 
 
Okragły stół - Joel McNeely
 
Okrągły stół - Joel McNeely
 
John Scott z kolei przypomniał sobie, jak musiał walczyć z reżyserem, który oczekiwał, że ten zilustruje jakąś scenę podwodną skupiając się przede wszystkim na poruszającej się w jednym z ujęć meduzie… Po kilku bezowocnych próbach skutecznego sprostania temu życzeniu, Scott bez żalu pożegnał się z projektem. Wtórował mu Christopher Slaski, który opowiedział, jak sam odszedł z produkcji, po tym jak kazano mu napisania muzyki, która miała pokryć 100% czasu trwania filmu tylko po to, aby potem reżyser miał wolną rękę w usuwaniu tych fragmentów, które mu jednak nie pasują.
 
Swoje trzy grosze dorzucił też Doyle, który w charakterystyczny dla siebie sposób opisał mrożącą krew w żyłach historię z komputerem. Brzmiała ona tak…
 
Okrągły stół - Patrick Doyle
 
Okrągły stół - Patrick Doyle
 
Poza tym Doyle dorzucił jeszcze parę innych historii, m.in. o tym, jak Alfonso Cuarón, z którym zrobili Wielkie nadzieje, myślał, że kompozytor musi być alkoholikiem i długo nie mógł uwierzyć, że ten się tak po prostu zachowuje i to bez wspomagania.
 
Inny poruszany temat dotyczył powodów, dla których, według artystów, są oni zatrudniani do filmów. Scott rzucił, że on z pewnością był po prostu wystarczająco tani, po czym opowiedział anegdotę o tym, jak Henry Mancini dostał Śniadanie u Tiffany`ego przede wszystkim dlatego, że jeden z producentów pomylił go z… Puccinim. McNeely dodał, że tak pewnie było i w jego przypadku, gdyż przypuszcza, że obsypany Złotymi Malinami Wiem, kto mnie zabił dostał dzięki temu, że ktoś uznał jego nagrania muzyki Bernarda Hermanna za jego własne prace…
 
Okrągły stół
 
Okrągły stół - montaż
 
Te i inne opowieści można było usłyszeć podczas spotkania, które było już ostatnim z udziałem kompozytorów podczas tej konferencji. Na koniec zostało jeszcze ?sponsorowane? przez Varèse  ?Listening party?, podczas którego Robert Townson prezentował fragmenty nadchodzących wydań, w międzyczasie losując różnorakie nagrody. Podczas tego spotkania można było po raz pierwszy usłyszeć jeszcze ciepłe utwory z takich ścieżek dźwiękowych, jak np.: Hellboy II Elfmana, Mummy III Edelmana czy odrzucone Gangs of New York i The Scarlett Letter Bernsteina.
 
 
Listening Party
 
Wraz z ostatnimi taktami muzyki oficjalnie zakończyła się sama konferencja. Jej bilans jest na pewno pozytywny, choć zaryzykuję stwierdzenie, że poprzednia miała ciut atrakcyjniejszy garnitur gości. Na ogromny plus można jednak zaliczyć usprawnioną organizację i przede wszystkim większą ilość granej na żywo muzyki, na czele z recitalem. V Konferencja dopiero w przyszłym roku, jednak na giełdzie nazwisk pojawiają się już pierwsze typy. Na 99% będzie można zobaczyć Christophera Younga, który - jak się dowiedziałem - miał oficjalnie potwierdzić zamiar przyjazdu. O tym, kto jeszcze nawiedzi Úbedę, będzie zapewne wiadomo za jakiś czas. Jedno jest za to pewne - wrażeń nie zabraknie.
 
Relację przygotował: Krzysztof Ruszkowski
 
Filmy: Stefan Cosman i inni (źródło: You Tube)

Część I relacji.

Część II relacji.


Mefisto:

Świetna relacja - nic, tylko pozazdrościć takiej wyprawy

borys991:

świetna relacja jak zwykle! Ale najbardziej zazdroszcze usłyszenia na żywo "hunt for red october". To duża niespodzianka a utwór jest naprawdę magiczny. A z tego co słychać z dołączonego sampla wykonanie było bardzo bliskie oryginału. Aż ciarki przechodzą. Też uważam, że właśnie dla takich chwil sie zyje. Ech, może w następnym roku uda mi się dotrzeć do tej Ubedy... pozdrawiam borys


Soundtracks.pl

© 2002-2024 Soundtracks.pl - muzyka filmowa.
Wydawca: Bezczelnie Perfekcyjni