Soundtracks.pl - Muzyka Filmowa

Szukaj w:  Jak szukać?  



Aby otrzymywać świeże informacje o muzyce filmowej, podaj swój adres e-mail:



Zapisz

DANIEL BLOOM - WYWIAD Z KOMPOZYTOREM

23 Maj 2010, 14:35







?Nie wstydzę się swojej muzycznej wrażliwości?

 

Daniel Bloom


 

 

Na początku kwietnia spotkałem się w Warszawie z Danielem Bloomem - jednym z najciekawszych i najbardziej obiecujących polskich twórców muzyki filmowej.

 

Daniel Bloom to muzyczny anarchista i specjalista od nastroju. Kompozytor, wokalista i multiinstrumentalista. Od wielu lat udowadnia, że świetną muzykę można tworzyć konsekwentnie podążając własną artystyczną drogą. Twórca muzyki filmowej do takich filmów jak ?Kallafiorr? oraz nagradzanych nagrodami ?Tulipanów? i ?Wszystko co kocham?. Muzykę tego kompozytora możemy usłyszeć również w najpopularniejszych reklamach takich uznanych marek jak: ?Orange?, ?Żywiec?, ?Dębica? czy ?Braun?. Jego muzyka jest zawsze swoistą wycieczką po najróżniejszych brzmieniach. Bloom to artysta ze świeżymi pomysłami, pewny siebie i swojego stylu. A prywatnie? Mąż i ojciec, brat Jacka Borcucha, wielki miłośnik astronomii i archeologii oraz starych instrumentów muzycznych i płyt winylowych.




Za co Daniel Bloom ceni elektronikę? Czym jest dla niego sztuka? Czy jest trochę archeologii w muzyce? Czy łatwo jest artyście zachować w dzisiejszych czasach własną indywidualność?

 

Tego, między innymi, dowiecie się z poniższego wywiadu. Zapraszam do lektury!

 

 

 

 

[Adam Krysiński] Gdy sięgasz pamięcią do czasów swojego dzieciństwa, to jakie muzyczne obrazy przychodzą Ci na myśl?

 

[Daniel Bloom] Takim pierwszym muzycznym obrazem była muzyka z 1. Programu Polskiego Radia. Na antenie usłyszałem wtedy muzykę z filmu ?Bilitis? autorstwa Francis`a Lai. Słuchałem tej muzyki rano, gdy jadłem śniadanie przed pójściem do szkoły. Był też Jean-Michel Jarre i jego płyta ?Oxygene?, która zrobiła na mnie niesamowite wrażenie, a także Ennio Morricone … Moje dzieciństwo to lata 70. i ten okres pamiętam pod tym względem dość szczególnie.

 

 

Jakiej muzyki słuchałeś w młodości?

 

Byłem wielkim fanem zespołu "U2". Pisałem do nich listy, wszystkie ich kawałki znałem na pamięć… W latach 80. słuchałem też Klausa Mittfoch`a, ?Joy Division?, ?The Cure?, ?Tangerine Dream?, Klausa Schulze oraz zespołów wytwórni ?4AD? - takich jak ?Cocteau Twins? i oczywiście ?Clan of Xymox?…

 

 

Oni mieli taką świetną płytę ?Medusa? - to obecnie przecież kamień milowy gatunku…

 

Tak... to była muzyka, która ilustrowała moje pasje w tamtych czasach, czyli archeologię i astronomię. Słuchałem też punka, ale wolałem muzykę bardziej melodyjną i mroczną. W tym czasie założyliśmy z Jackiem (Borcuchem - przyp.red.)  punk`owy zespół ?Replay?. Ja grałem na perkusji, a Jacek śpiewał i grał na gitarze. O tym opowiada nasz film - ?Wszystko co kocham?. Nie mieliśmy profesjonalnego sprzętu, gitary początkowo podłączaliśmy do radia. Dopiero po jakimś czasie ojciec basisty - "Diabła", kupił mu prawdziwy wzmacniacz i kolumnę. To było coś! Chłopaki z zespołu chcieli grać tylko punk`a, a ja próbowałem namówić ich na coś w stylu new romantic, ale byłem najmłodszy i niespecjalnie liczono się z moim zdaniem. Dlatego postanowiłem pod koniec liceum stworzyć swoją własną odnogę muzyczną - zespół ?The We?. Graliśmy romantyczne piosenki, których nikt nie chciał słuchać. Zagraliśmy tylko kilka koncertów. Jeszcze na pierwszym roku studiów przyjeżdżałem do Kwidzyna na próby, ale gdy perkusistę i gitarzystę wzięli do wojska, to sprawa się rozmyła...

 

 

Dlaczego na studia wybrałeś się na archeologię, a nie kontynuowałeś muzycznej edukacji po szkole muzycznej?

 

To nie szkoła muzyczna była moją pasją, a muzyka. Na lekcje fortepianu chodziłem, bo tego chcieli moi rodzice, a w zespole grałem z zamiłowania. Wolałem kopać  piłkę, albo zwyczajnie poobijać się po lekcjach, niż po szkole iść na dodatkowe zajęcia do szkoły muzycznej, a potem do domu na dwugodzinne ćwiczenia. Nie było to łatwe, kiedy życie dostarczało tylu innych przyjemniejszych doznań. Archeologia natomiast była moją naturalną pasją, do której nikt mnie nie zmuszał. Co więcej, zniechęcano mnie do niej. Wszyscy mówili, że po studiach nie ma pracy, że są małe pieniądze, że wszystko na świecie już zostało wykopane i tak dalej… Postanowiłem jednak spełnić swoje marzenie i dostałem się na Archeologię na Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu.

 

Na studiach muzyka mnie raczej nie interesowała. Konsumowałem życie i świetnie się bawiłem. Wszystko się zmieniło na czwartym roku studiów - było to w 1995 roku. W tym czasie w naszym kraju pojawiła się fala techno i muzyki elektronicznej. To było coś takiego, jak fala rock ‘n roll`a w latach 60. Zakochałem się w muzyce elektronicznej i w niej znalazłem muzyczne ukojenie. Przypomniało mi się, że mam w domu jakiś stary syntezator - ?Korg PolySix?. Przywiozłem go do swojego akademika i zacząłem grać. Mój pokój 314/2 w akademiku nr 6 przerodził się w ?studio?. Początkowo była to zabawa, ale po jakimś czasie kupiłem jeszcze kilka instrumentów klawiszowych i zacząłem poważniej myśleć o muzyce. Efektem tego był koncert w planetarium w Toruniu w 1995 roku i wydanie oficjalnej kasety z zapisem tego koncertu. Utwory z  kasety trafiły do 3. Programu Polskiego Radia - do Jerzego Kordowicza. Tak to się zaczęło... Uświadomiłem sobie wtedy, że ja całe życie chciałem tworzyć muzykę. Nagle to wszystko wróciło i moje życie się zmieniło.

 

Archeologię kocham w dalszym ciągu, chociaż nie byłem na romantycznych wykopaliskach w Egipcie, czy Ameryce Południowej. Brałem natomiast udział w pracach ekshumacyjnych w Charkowie w sezonie 1995/1996. Byliśmy pierwszą ekipą naukową, która ekshumowała groby polskich oficerów zamordowanych przez NKWD. Było to naprawdę niezapomniane przeżycie. Miałem świadomość, że biorę udział w odkrywaniu prawdy o historii II Wojny Światowej, która była wtedy jeszcze zakazaną historią.

 

 

Czy jest trochę archeologii w muzyce?

 

Niektórzy mówią, że moja muzyka to archeologia muzyczna. Coś w tym jest… Mam dużo starych instrumentów, które brzmią bardzo charakterystycznie. Lubię ciepło jakie miała muzyka w latach 70. i specyficzną energię muzyki lat 60. Lubię formę w jakiej ilustrowano i rejestrowano wówczas muzykę. Myślę jednak, że okres fascynacji i sentymentu do tamtych lat powoli odchodzi. ródło z którego czerpałem wysycha i trzeba wyruszyć na poszukiwanie kolejnego. Muzyka filmowa na szczęście jest takim źródłem. Dostarcza kompozytorowi obrazy i emocje, które są w stanie poprowadzić w nieznane rejony, a ja uwielbiam podróże w nieznane. Nagrałem  sześć czy siedem płyt, każda z nich jest inna produkcyjnie i stylistycznie. Na poziomie emocjonalnym jednak jest to ten sam język opowiadania. Bardzo mi to odpowiada.



 

 

Pamiętasz pierwszy film, na który poszedłeś w swoim życiu do kina?

 

To było chyba ?Wejście smoka?,  ?Godzilla?, albo ?Gwiezdne Wojny?, nie pamiętam dokładnie… Nasze kwidzyńskie kino ?Tęcza? było bardzo ładne, szkoda, że dziś jest nieczynne i dogorywa.

 

 

A dzisiaj? Wolisz się wybrać do kina, czy oglądać film na domowej kanapie?

 

Bez wątpienia kino, ale są filmy, których w kinie już nie można zobaczyć i wtedy sięgam po te ulubione   na dvd.

 

 

Pytam o to nie bez powodu… Razem z Jackiem Borcuchem wytwarzacie w Waszych filmach niesamowity klimat, a do tego trzeba właśnie miłości do kina i muzyki, która jest idealnym uzupełnieniem tego klimatu. Jaki jest klucz do tego Waszego sukcesu? 

 

Myślę, że tym kluczem jest angażowanie się całym sercem w projekt i w to, co robimy... Wspieramy się nawzajem od samego początku i krytycznie patrzymy na każdy nasz krok. Nie wstydzimy się pokazywać naszej wrażliwości i naiwności. Oczywiście jesteśmy sentymentalni, ale to jest tylko etap przez który przechodzimy i tą lekcję chcieliśmy i musieliśmy odrobić. U podstaw jednak jest to, że jesteśmy braćmi, mamy te same geny i świetnie się rozumiemy. Nie mamy wobec siebie żadnych oporów i szczerze mówimy to, co myślimy. To jest naprawdę komfortowa sytuacja.

 

 

Przejdźmy zatem teraz do Waszych filmowych projektów. Zaczęło się od ?Kallafiorra?. Był rok 1999, a w naszym kinie nie było wówczas tego typu muzyki. Elektronika, miksy, a czasami nawet brzmienia muzyki klubowej. Lubisz te klimaty?

 

Tak, to była część mojej muzycznej przygody. W 1996 roku założyłem z Jackiem Drzycimskim i Jackiem Borcuchem zespół ?Physical Love?. Rok później wydaliśmy singla w Pomotanie. Muzyka klubowa była wtedy najważniejsza, była naturalną konsekwencją moich poszukiwań w obrębie muzyki elektronicznej. Graliśmy wtedy duże koncerty dla kilku tysięcy osób, to była naprawdę fantastyczna energia. Wyglądaliśmy zabawnie, mięliśmy zafarbowane włosy i przekonanie, że muzyka zmienia świat. Z tej klubowej popkultury wziął się ?Kallafiorr?. Mieliśmy dużo zapału i czasu. Świetnie się przy tym bawiliśmy i na szczęście nikt nie traktował tego poważnie. Były słoneczne wakacje, grupa zapaleńców oraz brak pieniędzy... Nikt nie przypuszczał, że nasz film trafi do dystrybucji. Na szczęście znalazł się Roman Gutek, który postanowił zrobić kopię na taśmie filmowej i film zaczął żyć. Wydaliśmy też soundtrack w BMG. Była to jedna z pierwszych płyt wydanych w XXI wieku. Dwa lata później wydaliśmy też jako ?Physical Love? kolejną płytę - ?S.O.S. Kosmos?. Przeszła praktycznie niezauważona, a szkoda bo była bardzo świeża i bezkompromisowa. Myślę, że wydana nawet dziś, byłaby na czasie. Jest w niej dużo lat 80., przywoływanych bardzo często przez współczesnych producentów. Myślę o reedycji obu tych płyt.



 

 

Mówisz o tym z jakąś pasją i nostalgią. Czy to nie jest przypadkiem coś, co Cię niebezpiecznie kręciło?

 

Niebezpiecznie, dlaczego? [śmiech] To była młodość i naiwność. Spełniały się nasze marzenia!

 

 

Zawsze łączysz dźwięki klasycznych instrumentów z elektroniką. Czy elementy elektroniczne projektujesz równocześnie z partyturą, czy dodajesz je na końcu?

 

Komponuję na różnych instrumentach. Brzmienia elektroniczne pojawiają się dość szybko, ale dlatego, że na syntezatorach szukam określonych barw. Jest to kluczowy dla mnie moment. Dopiero kiedy je odnajdę, to pojawia się trop. Tym tropem idę i wtedy jest mi łatwiej zapanować nad formą, a za formą natomiast od razu pojawia się jakaś ?proto-kompozycja?. Dopiero wtedy zaczynam aranżację. W związku z tym, że od kilku lat komponuję niemal wyłącznie muzykę do filmów, to moje brzmienie uzależniam od tego, czy pasuje ono do obrazu. Wszystkie dotychczasowe filmy Jacka opowiadały historie o ludziach wrażliwych. Były to filmy bardzo optymistyczne i  wyraziste pod względem formalnym, stąd taka, a nie inna w nich muzyka. Gdyby były to filmy mroczne i pesymistyczne, muzyka byłaby oczywiście zupełnie inna i taka płyta, jak ?Tulipany? nigdy by nie powstała. Jest to naturalne sprzężenie zwrotne. W jakimś sensie jestem póki co muzycznie i emocjonalnie uzależniony od tego, co się urodzi w głowie Jacka. Nie mam jak na razie propozycji od innych reżyserów, poza niedawną zabawą z Patrykiem Vegą przy filmie ?Ciacho?. Zawsze jednak będzie miejsce dla elektroniki, która dostarcza wspaniałe i nietuzinkowe rozwiązania. Nie wszyscy to lubią, ale ja tak. Elektronika jest dla mnie czymś zupełnie naturalnym.

 

 

Po ?Kallafiorrze? przyszły ?Tulipany?. W nich oparłeś muzykę głównie na elementach jazzowych. To była wyłącznie Twoja decyzja artystyczna, czy może Jacek Borcuch miał jakieś wskazówki, które skierowały Cię na tę drogę? Skąd u Ciebie fascynacja jazzem?

 

Czytając pierwsze wersje scenariusza do ?Tulipanów? słuchałem dużo jazzu. Duży wkład w to miał też Leszek Możdżer, który zaprosił mnie do Krakowa na sesję nagraniową do Zbigniewa Preisnera. Nagrywali wtedy razem muzykę do jakiegoś filmu... Wieczorem poszliśmy z Leszkiem do klubu ?U Muniaka? na Floriańską. Z jazzem byłem wtedy na bakier. Pamiętam ten moment, kiedy muzyka ogarnęła całe moje ciało. Byłem bardzo zdziwiony, że to mi się aż tak podoba. Chłonąłem muzykę jak gąbka. Byłem pod wielkim wrażeniem!  Tak to się zaczęło… Po powrocie kupiłem mnóstwo płyt jazzowych, a Jacek pisał równocześnie scenariusz. Wszystko powoli układało się w całość, a ja wiedziałem już wtedy, że nie ucieknę od jazzu. Naturalnym partnerem w tym projekcie był Leszek, który wziął udział w nagraniach mojej muzyki. Mieliśmy na początku nakreśloną formę, że chcemy tak tą muzykę stworzyć, a nie inaczej. Chcieliśmy by forma była prosta, nie wyrafinowana i nawiązująca do naszych klasyków - między innymi do Komedy. To były proste wytyczne, a Leszek swoją osobowością i  talentem tchnął w ?Tulipany? jazzowego ducha. Dla mnie to była kolejna muzyczna podróż w nieznane.

 

 

?Tulipany? były wtedy najgłośniejszym z Twoich projektów. Zaczęło się od bardzo pozytywnego przyjęcia na polskich festiwalach. Pojawiła się muzyczna nominacja do ?Orła?, a i płyta z muzyką bardzo dobrze się sprzedawała. Jak myślisz, co zwróciło uwagę ludzi na Twoją muzykę?

 

Mam nadzieję, że zwyczajnie ta muzyka ludzi poruszyła. Jest to bardzo optymistyczna płyta, podobnie jak i film. Mogło się to też zgrać z modą na jazz, która się pojawiła w tym czasie. Do dziś ?Tulipany? się świetnie sprzedają i dostarczają ludziom dużo radości. Pierwszy nakład się wyczerpał i dopiero przy okazji wydania muzyki do ?Wszystko co kocham?  wytwórnia Warner zdecydowała się na reedycję. Dostawałem mnóstwo maili w tej sprawie. Soundtrack do ?Tulipanów? był przez kilka lat nie do zdobycia. Ceny na aukcjach dochodziły do 150 zł. Bardzo się cieszę z tej reedycji i z tego, że moja muzyka ma wciąż nowych odbiorców.



 

 

Czy pisząc muzykę myślisz o odbiorcy, o uczuciach jakie chciałbyś wywołać, czy też koncentrujesz się tylko na swoich przeżyciach i nie myślisz o odbiorze muzyki przez słuchaczy?

 

Przede wszystkim myślę o filmie i o tym, aby muzyka dobrze zilustrowała daną scenę. Próbuję przy tym oczywiście zaspokoić oczekiwania wobec siebie i  siebie zaskoczyć. Kiedy pracuję, to nie myślę  o innych, tylko o muzyce. Ona determinuje wszystko. Wiem, że jeśli będę w stanie wzruszyć siebie i reżysera, to ludzie też za tym pójdą. Po skończeniu filmu moja muzyka mi towarzyszy przez długi czas. Gdybym zrobił coś, co by mnie nie pochłonęło do końca, nie wiem, czy miałbym energię do dalszej pracy. To naprawdę działa. Jestem szczery wobec siebie i czuję się szczęśliwy kiedy to też działa na innych.

 

 

Ostatnio triumfy odnosi Wasz najnowszy film - ?Wszystko co kocham?. Jak wyglądała nad nim praca? Gdzie szukałeś inspiracji?

 

Wyjechałem na Hel i razem z całą ekipą ciężko pracowałem. Przeżywaliśmy wspólnie razem ten cały miesiąc, a ja chciałem jak najwięcej stamtąd wydobyć. Spakowałem wszystkie niezbędne instrumenty, urządzenia studyjne i zainstalowałem je w pokoju hotelowym. Urządziłem w nim sobie prawdziwe studio. Codziennie przychodziłem na plan, szukałem inspiracji i kręciłem film swoją starą kamerą filmową na taśmę 8-mm. Pracowałem w spokoju, ale nie zawsze… Często przychodzili do mnie aktorzy, a że grali punkowców  i buntowników, to chcieli sobie pograć na instrumentach. Oni wszystko wzięli sobie do serca! Powstawało sporo różnych jam-session. Musiałem w pewnej chwili wygonić ich z pokoju, bo przecież musiałem pracować. Ciężko mi było pogodzić te dwie rzeczy - życie wśród młodych łobuzów, przy których czułem się znacznie młodszy, z byciem kompozytorem. Mieliśmy przecież duży film do zrobienia, sporą odpowiedzialność, terminy i trzeba było komponować muzykę. Jakby tego było mało, oprócz tego, że komponowałem, byłem również producentem muzycznym odpowiedzialnym za brzmienie i jakość muzyki punkowej granej przez bohaterów.

 

Co do muzyki ilustracyjnej, to od początku wiedziałem, że nie będzie to muzyka bogato zaaranżowana. Czas, postacie i temat filmu sugerował coś, co bardziej rozegra się w głowie głównego bohatera, niż na zewnątrz. Muzyka pojawia się wtedy, gdy coś się w nim dzieje. Inspiracji szukałem w głowie Janka i w morzu, które było świadkiem całej historii. Chciałem, żeby ta muzyka była delikatna, niepokojąca i momentami  wzruszająca. Bardzo wyraźnie widziałem też brzmienie fortepianu.  Po powrocie zadzwoniłem do Leszka Możdżera i umówiliśmy się na nagrania w S1 w Warszawie. To była wspaniała sesja nagraniowa.

 

Pobyt na Helu był czymś niezapomnianym. Żyliśmy tam wszyscy, jak w jakiejś zamkniętej bańce odciętej od świata. Ta bańka nas chroniła, a była nią atmosfera filmu, którą Jacek zaraził niemal wszystkich. Czuliśmy się nietykalni i nieśmiertelni. Myślę, że to były jedne z najpiękniejszych wakacji w moim życiu…

 

 

To chyba Twój i Jacka najbardziej osobisty i intymny projekt. Ładunek emocjonalny tego filmu i jego muzyki jest porażający. Czy pracując przy ?Wszystko co kocham? chciałeś ?załatwić? muzyką i emocjami jakąś swoją niedokończoną sprawę z przeszłości? Czy było tak trochę?

 

Jak się jest człowiekiem sentymentalnym, to masz przez cały czas niedokończone sprawy sprzed lat. To jest film o młodych ludziach, a nie o punk-rocku. To film gdzieś tam o Jacku i o mnie... Mój bohater - perkusista, jest mało pokazany w tym filmie i dokładnie tak wyglądało nasze braterstwo w tamtych czasach. Jacek, jako mój starszy brat, traktował mnie bardziej jak gówniarza. Nie było między nami partnerstwa. Moim całym światem w tamtych czasach nie był punk-rock, tylko kosmos, astronomia, zagadki świata… Wracając do pytania, bo pytałeś o rozliczenie... Z powodu tego, że nie mogłem pokazać bohatera - tego perkusisty, to postanowiłem wtłoczyć w Janka - głównego bohatera, cząstkę młodszego brata - czyli mnie. Połączyliśmy dwóch bohaterów w jednego. Ta muzyka ilustracyjna, powiedzmy ta głębsza niż punk-rock, to moja osobowość duchowa z tamtych czasów. Wielka fascynacja morzem, astronomią i czymś niewyjaśnionym…



 

 

Skąd pomysł na zamieszczenie w albumie Twojego własnego filmu na drugiej, dodatkowej płycie DVD?

 

Taśma 8-mm ma w sobie taką zaletę, że rejestruje rzeczywistość, która jest bliższa naszym wspomnieniom. Nakręciłem cztery 3-minutowe filmy, które później skleiłem. Pamiętam jak przywiozłem pierwszy filmik na Hel po tygodniu i zrobiłem projekcję na ścianie, to wszyscy byli pod wrażeniem.  Dlatego postanowiłem ten film dołączyć do albumu po to, by widz i słuchacz mógł zobaczyć te fragmenty z planu w innej rzeczywistości…

 

 

Napisałeś też muzykę do wielu znanych reklam - czy tworzenie takiej muzyki różni się jakoś znacząco od pisania muzyki do filmów?

 

Różni się w zasadzie tylko kwestią czasu, bo jest go mniej. Bardzo lubię pisanie muzyki do reklam, bo jest to szybka praca. Przeważnie mam na to kilka dni. Dostaję konkretne wymaganie i konkretną robotę do zrobienia. To jest świetna rzecz i oby takich projektów było u mnie więcej!

 

 

Grasz na sporej ilości instrumentach. Granie na którym z nich sprawia Ci największą radość, a na którym jest największym wyzwaniem?

 

Zaczynałem od perkusji, czuję do niej duży sentyment, ale lubię też pobawić się gitarą. Mam kilka starych egzemplarzy. Nie mam ulubionego instrumentu, ale ?Korg PolySix? to taki mój przyjaciel od lat. To stara maszyna z początku lat 80., ma piękne smyki  i pady, mogę na nim znaleźć praktycznie każdą barwę. Wyzwaniem jest fortepian, ale od kiedy usłyszałem Leszka Możdżera, to pomyślałem, że nie będę sam grzeszył…

 

 

Powiedz, czy słuchasz muzyki filmowej?

 

Oczywiście. Moi mistrzowie to: Francis Lai, Ennio Morricone, Michel Legrand, Stan Getz, ale też nasi wspaniali kompozytorzy, tacy jak Paweł Mykietyn, Krzysztof Komeda czy Andrzej Korzyński albo Matuszkiewicz. Uwielbiam muzykę filmową i lubię ją słyszeć w filmie w przeciwieństwie do tych, którzy uważają, że najlepsza muzyka w filmie, to ta, której nie słychać. Oczywiście zależy to od gatunku filmu, ale w kinie autorskim muzyka to dusza bohaterów.

 

 

Którą ze swoich prac uważasz za swoje najlepsze lub ulubione dzieło? Czy jest taka?

 

Każda najnowsza praca jest najlepszym dziełem. Mam taką płytę, o której już wspominałem, którą nagrałem jeszcze z ?Physical Love? - ?S.O.S. Kosmos?, którą uważam za swój testament muzyczny młodego  i naiwnego człowieka. Tak naprawdę lubię wszystkie swoje płyty. Zapisałem w nich kawałek swojego życia.



 

 

Twoje ścieżki dźwiękowe są stylowo kompletnie różne od siebie, często eksperymentalne i w tym jest ich siła. Czy polscy słuchacze muzyki, nie koniecznie tylko muzyki filmowej, dają dziś artystom prawo do eksperymentowania, do zmian?

 

Muzyka dostarcza tylu możliwości, że nie widzę powodu aby zamykać się w jednej stylistyce. Robiąc muzykę do filmów mogę sobie pozwolić na różne wariacje. Gdyby nie filmy, miałby naprawdę duży problem. Najprawdopodobniej nikt nie miałby do niej dostępu. Dziś pieniądz rządzi światem. Powstają niezłe płyty, ale zaraz po wydaniu znikają w czarnej dziurze . W naszym kraju ciężko jest żyć tylko z samej muzyki, jeśli nie sprzedajesz kilkudziesięciu tysięcy płyt i nie grasz wielu koncertów. Ja do dzisiaj też nie mam  ustabilizowanej sytuacji materialnej. To jest moja cena, którą płacę za to, co robię. Jeśli jesteś na topie, to oczywiście wtedy łatwiej ci się realizować odmienne projekty, bo masz do tego zaplecze materialne.

 

 

Czy łatwo jest dziś zatem zachować artyście własną indywidualność?

 

Polska jest specyficznym i mało dochodowym rynkiem muzycznym. Można mieć na koncie naprawdę sporo płyt i filmów i puste konto w banku. Trzeba być cały czas aktywnym. Wyznacznikiem sukcesu nie jest twoja indywidualność artystyczna, tylko to, jak często pojawiasz się w mediach. W związku z tym można powiedzieć, że łatwo jest tą indywidualność zachować, tylko trzeba wiedzieć co dalej z nią zrobić i jak nią pokierować, aby nie przerodziła się we frustrację.

 

 

Dlaczego współpracujesz praktycznie tylko z Jackiem Borcuchem? Nie dostajesz innych propozycji filmowych czy to Twój świadomy wybór? Czy możemy spodziewać się innych filmów w przyszłości z Twoją muzyką, niekoniecznie w reżyserii Jacka?

 

Nie dostaję propozycji od innych reżyserów, to prawda. Mam nadzieję, ze to się zmieni. Pracując z Jackiem czuję się spełniony i mam komfortową sytuację. Penetrujemy specyficzne obszary filmowe, bardzo nam bliskie. Moja muzyka kojarzy się z tymi filmami i wkłada mnie w pewną szufladę stylistyczną. Jest to dobre, ale nie do końca, gdyż komponuję też skrajnie inną muzykę. Ostatnio np. pracowałem nad spektaklem teatralnym ?Hamlet? w reżyserii Marka Kality. Napisałem muzykę bardzo mroczną i minimalistyczną. Piszę też dużo muzyki elektronicznej, która doskonale pasowałaby do filmów dokumentalnych czy SF. Myślę, że wszystko ma swój czas i kiedyś otworzą się dla mnie drzwi do innych stylistycznie filmów... Filmów, których Jacek nigdy nie zrobi, a które ja chętnie bym zilustrował moją muzyką.

 

 

Czy jest jakieś marzenie artystyczne, jakiś projekt, który chciałbyś zrealizować?

 

Realizuję te marzenia cały czas. Gdy popatrzysz na filmy Jacka i na moją muzykę, to jest to rozwój. Od prostszych form, poprzez samodoskonalenie się i rozbudowywanie filmów i muzyki... Cały czas idziemy do przodu. Następny nasz film będziemy tworzyć w koprodukcji międzynarodowej, więc będzie to dla nas kolejny, duży krok. Później może będą kolejne... Czas pokaże! Chciałbym też przedstawić moją muzykę na żywo z orkiestrą. Myślę, że to się wkrótce uda. Pracuję obecnie nad tym. Chciałbym pod koniec roku zagrać kilka koncertów w Polsce i za granicą.

 

 

Nie mogę nie zapytać Cię o zespół ?Physical Love?. Co dalej? Czy planujecie jakiś projekt?

 

?Physical Love? przestał istnieć kilka lat temu. Od tego czasu dużo się zmieniło. Teraz komponuję trochę inną muzykę. Jesteśmy już innymi ludźmi, ale kto wie może kiedyś…

 

 

Czy poza archeologią i astronomią, masz jeszcze jakieś pozamuzyczne pasje?

 

Tak, jest ich kilka. Zacznę może od kuchni. [śmiech] Bardzo lubię gotować! Lubię przed snem pooglądać ?Kuchnia TV? i wtłaczać do głowy te wszystkie zapachy i przepisy. Lubię chodzić po restauracjach, smakować różne potrawy… Zamierzam też napisać swoją książkę archeologiczno-przygodową w stylu ?Pana Samochodzika?. Żeglarstwo jest też moją pasją - od lat co roku jeżdżę na Mazury na jacht. Mam spokojne życie… Jedną nogą żyję z kolegami z podwórka, z rodziną, z zakupami, z domem, a drugą nogą jestem kompozytorem i artystą. Żadna z tych stron nie przeważa i bez żadnej nie mógłbym żyć, bo obie są najważniejsze! Kosmos i archeologia to takie dwa bratanki od dzieciństwa i one u mnie też są nierozerwalne...

 

 

Czy Twoje córki podzielają Twoje pasje?

 

Mam dwie wspaniałe córki - Matyldę i Klarę - i na razie nic nie zapowiada, aby chciały pójść moim śladem i dobrze. Jeszcze mają trochę czasu. Zawsze będę je namawiał, aby nie bały się marzeń i żeby konsekwentnie podążały za nimi. Przed nimi jest cała Europa i Świat, nie ma praktycznie granic, wszystko zależy od wyobraźni i determinacji.

 

 

Na zakończenie naszej rozmowy powiedz, czy Twoim zdaniem sztuka najlepiej oddaje nasze człowieczeństwo?

 

Myślę, że nie. Taka prawdziwa sztuka, to rozpaczliwy głos naszej wewnętrznej pasji. Jest to chęć uzewnętrznienia swoich głęboko zakorzenionych pragnień i swojego ducha. Sztuka towarzyszy nam od malowideł w jaskiniach sprzed tysięcy lat, poprzez współczesność… Prawdziwa sztuka to też filozofia, bo nie ma sztuki bez filozoficznych rozważań. Niezależnie od tego, czy jest się malarzem, rzeźbiarzem, kompozytorem czy pisarzem, to wszystko i tak się przekłada na różne formy, ale wynika z czysto subiektywnego przekazu. Nie da się uprawiać sztuki z myślą o innych. Oczywiście można to robić, ale i tak w zalążku tego będzie zawsze mierzenie się z samym sobą… I to jest najważniejsze.

 

 

Dziękuję Ci bardzo za rozmowę.

 

Ja również dziękuję i pozdrawiam wszystkich!

 

 

 

Autor wywiadu: Adam Krysiński

 

Wywiad autoryzowany.

 



 

Danielowi Bloomowi i rodzinie kompozytora składam serdeczne podziękowania - za gościnność, życzliwość, poświęcony mi czas i za cenne dla mnie uwagi.



Zdjęcia kompozytora pochodzą z jego własnego archiwum. Autorzy zdjęć: Albert Zawada (zdjęcie 1 i 2), Anna Głuszko (zdjęcie 3) i Mariusz Trzciński (zdjęcie zespołu). Podziękowania dla autorów za zgodę na ich wykorzystanie w moim wywiadzie.



Przeczytaj także nasze recenzje płyt Daniela Blooma :


"Tulipany"
"Wszystko co kocham"





Sylvia:

Ten szczery wywiad w pełni obrazuje skromność i inteligencję Daniela. Gratuluję realizacji swoich pasji. Pamiętam braci Jacka i Daniela z "podwórka". Pozdrawiam i życzę wiele sukcesów zawodowych:)


Soundtracks.pl

© 2002-2024 Soundtracks.pl - muzyka filmowa.
Wydawca: Bezczelnie Perfekcyjni