Soundtracks.pl - Muzyka Filmowa

Szukaj w:  Jak szukać?  



Aby otrzymywać świeże informacje o muzyce filmowej, podaj swój adres e-mail:



Zapisz

2. Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie - dzień II

21 Czerwiec 2009, 23:16







PIĽTEK - 22 MAJA, GODZINA 12:00

AKADEMIA FESTIWALOWA II
(TAN DUN)

Drugi dzień Festiwalu rozpoczął się od akademii z udziałem Tan Duna prowadzonej przez dziennikarza i krytyka muzycznego Douga Adamsa oraz Roberta Piaskowskiego - koordynatora programowego krakowskiej imprezy. To było bardzo długie, bo ok. 80-minutowe spotkanie a w czasie tym chiński kompozytor z zapałem, entuzjazmem i humorem opowiadał m.in. o swych muzycznych ideach, doświadczeniach, przeszłych i przyszłych projektach, w tym zaprezentowanym w Krakowie ?The Map? (2002), przy okazji wspominając o swym zainteresowaniu muzyką z odległej przeszłości:

?Zawsze sam sobie zadawałem to pytanie. Zanim wynaleziono orkiestrę, zanim wynaleziono instrumenty - czy ludzie słuchali muzyki, jeśli w ogóle słuchali? Jakiego rodzaju była to muzyka. (…) Czy po wynalezieniu orkiestry musimy odrzucić wszystką muzykę, która powstała przed jej wynalezieniem? To, co robię w tej chwili, jest w dużej mierze dialogiem muzyki przed wynalezieniem orkiestry i po wynalezieniu orkiestry. Dla mnie jest to pewnego rodzaju dialog między przyszłością a przeszłością, tam gdzie oczywiście wchodzi w to tkanka muzyczna.?



Od lewej: Robert Piaskowski, Doug Adams, Tan Dun

Dun w swych wypowiedziach bardzo dużo miejsca poświęcił młodym pasjonatom muzyki, wspominając zarówno słynne już przedsięwzięcie pod nazwą ?Internet Symphony Nr.1? (2009), czyli kompozycję bazującą na Beethovenowskiej ?Eroice?, wykonaną przez muzyków-użytkowników serwisu YouTube, a także mówiąc o swojej działalności edukacyjnej w szkołach muzycznych:

?Zawsze mówię uczniom, że przez następną godzinę będę starał się Wam powiedzieć, że wszystko, co Wam powiedziałem do tej pory, jest czymś, czego już nie możecie wykorzystać. Mówię Wam o Beethovenie, o Pendereckim, o Mozarcie, o każdym innym człowieku mogę mówić. Chcę, żebyście ich świetnie znali, ale nie chcę, żebyście ich wykorzystywali. (…) Celem tak naprawdę jest to, żebyście Wy byli w stanie wyjść poza to. Żebyście kontynuowali, szli dalej, ale nie będę Was zachęcał do powtarzania.?

?Stworzenie symfonii internetowej, starając się odegrać ją na największej scenie, która promuje muzykę klasyczną, jest czymś, co naprawdę zawsze było moim marzeniem, bo zawsze staram się uznać, że to błąd, że muzyka klasyczna, ludzie, którzy ją grają, niszczą muzykę klasyczną. Zawsze mamy taką definicję muzyki klasycznej, że to jest coś, co gra się gdzieś na tej małej scenie elity intelektualnej. (…) Muzyka klasyczna musi zmienić swoją tonację. (…) Musimy zmienić naszą twarz, nasz image. Musimy sprowadzić muzykę klasyczną w etap rewolucji. Musimy oddać tę muzykę ludziom, zwłaszcza młodym. Dawniej  muzykę klasyczną zawsze tworzyli młodzi. Schubert, Haydn, wszyscy pisali muzykę przede wszystkim wtedy, kiedy byli bardzo, bardzo młodzi. (…) I właśnie dlatego uznałem, że Internet - YouTube jest to miejsce, gdzie mamy tylu ukrytych młodych Beethovenów. Ukrytych gdzieś tam w Internecie, gdzieś tam za YouTube. (...)?



Tan Dun. Z prawej: Piotr Krasnowolski (tłumacz)

Wypowiadając się na temat opery, Dun wskazał na podobieństwa do muzyki filmowej:

?Tworzenie opery i muzyki filmowej jest dla mnie czymś, co jest bardzo podobne, jeśli nie jednakowe. Jest w tym pełno dramatyzmu, jest to też liryczne. Jest to coś, gdzie wszystkie sztuki się ze sobą schodzą. Czasem to, co wielkie, może stać się małe a mniej zawsze znaczy więcej. I zawsze te same słowa będzie mówił reżyser filmowy, jak i człowiek, który reżyseruje operę.?

Dowiedzieliśmy się także, jakimi kryteriami Tan Dun kieruje się dobierając filmowe projekty - mianowicie akceptuje on jedynie tragedie miłosne. Konieczne jest również, aby w obrazie pojawiły się sztuki walki. Dekadę temu chiński artysta zamierzył sobie stworzenie ilustracji muzycznych do trzech filmów walki, w których wiodącym instrumentem miały być kolejno: wiolonczela, skrzypce oraz fortepian. Plan ten udało się Dunowi zrealizować - w przeciągu kilku lat powstały kompozycje do ?Przyczajonego tygrysa, ukrytego smoka? (2000), ?Hero? (2002) i ?The Banquet? (2006) tworząc nieformalną trylogię. Chińczyk wyjawił nam, iż w kolejnym filmowym projekcie chciałby połączyć brzmienia wszystkich trzech wspomnianych instrumentów, a będzie to zapowiadany na rok 2010 dramat ?Shanghai, Shanghai? opowiadający historię masowej emigracji polskich Żydów do Chin w latach 30-tych ubiegłego wieku. ?Jest to naprawdę fascynująca opowieść o spotkaniu Wschodu z Zachodem, kultur, miłości, a także o odżywaniu, zmartwychwstaniu marzeń… i oczywiście są tam też sztuki walki.?



Relację przygotował Damian Sołtysik.



PIĽTEK - 22 MAJA, GODZINA 14:30

AKADEMIA FESTIWALOWA III
(JAN A.P. KACZMAREK)

Kilka chwil po spotkaniu przy ratuszowym namiocie na Rynku Głównym z Tan Dunem i Dougiem Adamsem, jak się okazało później, najciekawszym w ramach Akademii, rozpoczęło się spotkanie z Janem A.P. Kaczmarkiem, Markiem Szpakiewiczem i Raymondem de Felittą. Kaczmarka przedstawiać nie trzeba, natomiast dla mniej zorientowanych w temacie krótka wzmianka na temat pozostałych gości. Marek Szpakiewicz to nasz wybitny wiolonczelista i przy okazji również orkiestrator Kaczmarka. Muzyk klasę pokazuje od lat, a na wieczornym koncercie mogłem usłyszeć to po raz pierwszy na własne uszy. Raymond de Felitta to z kolei reżyser najnowszej komedii z Andym Garcią w roli głównej, do której Kaczmarek skomponował muzykę. Jedyny prapremierowy pokaz filmu ?City Island? odbył się dzień później w krakowskim Kinie Kijów. Na oficjalną premierę w Polsce trzeba będzie poczekać prawdopodobnie przynajmniej do późnej jesieni/zimy.



Jan A.P. Kaczmarek i Marek Szpakiewicz

Spotkanie z artystami prowadził Wojciech Musiał z RMF Classic oraz Łukasz Waligórski z portalu MuzykaFilmowa.pl. Początkowe pytania ze strony RMF Classic były bardzo oklepane. Kaczmarek powiedział kilka słów o projekcie Rozbitek i o wspomnieniach z 20 lat życia w USA. Na te dwa pytania kompozytor odpowiada w każdym wywiadzie od dobrych kilku lat i żadną nowością specjalnie mnie tutaj nie zaskoczył, bo po prostu nie mógł. Ileż można odpowiadać na to samo? Ja czekałem na więcej i liczyłem, że drugi współprowadzący - Łukasz, tak jak ja darzący twórczość Kaczmarka wielką sympatią, zasypie kompozytora bardziej wysmakowanymi pytaniami. I tak też się stało. Warto wspomnieć o trzech najciekawszych z jego strony. Pierwsze - o sposób przygotowywania koncertów i o to, czy komponując muzykę do filmu kompozytor myśli o tym, jak będzie się  ona nadawać do grania na koncertach. Padło tutaj słuszne stwierdzenie, że muzyka filmowa jest taką dziedziną, iż czasem niekoniecznie nadaje się do grania na żywo bez filmu. Są takie filmy, do których nie da się zrobić muzyki, która by istniała bez obrazu, bo bez niego takowa ścieżka dźwiękowa okazuje się być nie do słuchania. Kaczmarek mówił:

?To jest taki nawyk w moim przypadku, że ja zawsze myślę odruchowo o tym, że muzyka filmowa może mieć swoje samoczynne życie poza filmem. Oczywiście, jej pierwsza funkcja jest bardzo jasna. Ona ma służyć filmowi i wnosić do obrazu to, co jest potrzebne, z reguły emocje, ale oprócz tego ,jeżeli jest dobrze napisana i jest jakąś konstrukcją, to w związku z tym może ona żyć poza filmem, co jest powszechnie znane i częste, i ja to praktykuję. Grywamy na żywo, w moim przypadku głównie z orkiestrą symfoniczną i czasami również chóry śpiewają. Grywamy tę muzykę z powodzeniem i to zrobimy dziś wieczorem w Filharmonii... Znaczy zagramy na pewno, a mam nadzieję, że z powodzeniem [śmiech].?

Kolejne pytanie redaktora naczelnego portalu MuzykaFilmowa.pl dotyczyło tego, czy w dorobku Kaczmarka jest taki film, z którego muzyki nie dałoby się zagrać na koncercie? Kompozytor odpowiedział:

?Musiałbym się zastanowić bardzo głęboko nad tym... Myślę jednak, że każdą da się zagrać, tylko nie każda z nich wniesie coś ciekawego. To są ścieżki - kilka takich napisałem - z natury bardzo rozdrobnione, gdzie nie ma dłuższej myśli. A jak nie ma tej myśli, to trudniej to grać na koncercie.?



Akademia Festiwalowa

Znalazło się też podczas spotkania pytanie, czy zdarzają się takie momenty w improwizacji solistów, z którymi pracuje, po których zaczyna on myśleć, że to nie jest już jego muzyka, że to jest coś, co wykracza poza to, co sam skomponował i zaplanował do filmu. Odpowiedź, jaka padła z ust kompozytora, brzmiała:

?Oczywiście, zawsze jest taka granica. Rasowy, improwizujący muzyk ma taki talent, że czasem za daleko go poniesie i niesie go tak daleko, że ja muszę prosić go wtedy, by nie szedł dalej tą drogą, bo to nie jest już moja droga. Póki mój temat jest identyfikowalny, a jego gra z moim tematem jest twórczym jego rozwinięciem, to wtedy ja czuję się z tym związany. Jeśli natomiast jest to kompletna podróż solisty we własnym kierunku, to zawsze proszę, by przestał, bo nie jestem wtedy już częścią tego przedsięwzięcia (...).?

W raz z upływającymi minutami znalazło się kilka chwil na wspomnienia z początków współpracy Kaczmarka ze Szpakiewiczem oraz - w czym nasz kompozytor od zawsze był dobry - luźne anegdotki i humorystyczne opowieści, choćby na temat miejsca ?leżakowania? Oscara w domu Kaczmarka. Do głosu dopuszczono także reżysera ?City Island?, który niestety był aż za bardzo rozmowny i zajął czas praktycznie do samego końca spotkania, które dodatkowo zakończyło się przed czasem z powodu nagłego załamania się pogody.



Raymond de Felitta i Bożena Cerba. Z lewej: Piotr Krasnowolski (tłumacz)



Była to, według mnie, najsłabsza pod względem merytorycznym Akademia. Przede wszystkim trwała zdecydowanie za krótko, bo tylko 45 minut. Drugim minusem było to, że specjalnie nie promowała kompozytora (co było widoczne też podczas koncertu na Błoniach, gdzie podczas 3 suit ani razu nie wspomniano o autorach muzyki do tych filmów). To nie on okazał się jej głównym bohaterem, bo większość czasu zajęły mniej lub bardziej ciekawe wywody de Felitty na temat historii powstawania filmu (co w tym wypadku oczywiście nie było winą organizatorów), które potem tłumacz przez podobnie dużą ilość minut musiał przekładać. Reżyser po prostu nie mógł się oderwać od mikrofonu! W dodatku kolejne kilka minut zabrała Bożena Cerba z firmy GREMI Film Production, którą współprodukowała film. Efekt był tego taki, że Akademia stawała się konferencją prasową filmu ?City Island? zamiast spotkaniem z naszym oscarowym kompozytorem i jego wiolonczelistą. Nie wiem do końca, jaki był plan konferencji, ale deszcz, który w ostatnich minutach zaczął się nasilać, na pewno wpłynął na całościowy jej przebieg, bo prowadzący nie zdążyli ze wszystkimi pytaniami. Zapewne to spotkanie miało być dwa razy dłuższe… Pogoda, jak widać, dała o sobie znać nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni na tym festiwalu…



Maestro i łowcy autografów

Relację przygotował Adam Krysiński.



PIĽTEK - 22 MAJA, GODZINA 19:00

KONCERT MUZYKI JANA A.P. KACZMARKA

Czując pewien niedosyt po Akademii z Kaczmarkiem, z niecierpliwością czekałem na wieczorny koncert jego muzyki. Bez zbędnych opisów na wstępie powiem, że występ wyszedł muzykom całkiem dobrze. Podczas tego dość długiego (przeszło dwu i pół godzinnego) koncertu Orkiestra i Chór Filharmonii Krakowskiej pod batutą Pawła Przytockiego zaprezentowały nam kolejno suity z filmów: ?Quo Vadis? (2001), ?Trzeci cud? (1999) i ?Niewiernej" (2002), a po piętnastominutowej przerwie w drugiej części koncertu zabrzmiały suity z filmów ?City Island? (2009; premiera), ?Marzyciel? (2004), ?Passchendaele? (2008; premiera) i serialu ?Wojna i Pokój? (2007). Szczególny muzyczny magnetyzm czuć było w partiach wokalnych, które wykonywała Sussan Deyhim. Jej solowe popisy w ?Quo Vadis? (akcenty dramatyczne), ?Trzecim cudzie? (wokalizy o zabarwieniu religijnym) i w ?Niewiernej? (liryka i romantyka) zostały wyjątkowo entuzjastycznie przyjęte przez publiczność. Przez cały koncert na wielkim ekranie wyświetlano fragmenty filmów, które ciekawie wzbogacały muzyczne doznania. Bohater koncertu - Jan A.P. Kaczmarek - zasiadł w pierwszym rzędzie tuż pod sceną, by przed każdą suitą, wspólnie z Magdą Miśką z RMF Classic zapowiadać dane utwory, przy okazji przedstawiając zabawne anegdotki i ciekawostki, jak zawsze w swoim stylu bez zbytniego sztywniactwa. Wypadło to o wiele lepiej niż kiepska konferansjerka Andrzeja Sołtysika z TVN w poprzednim dniu.



Podczas przerwy, podczas której kompozytor rozdawał dziesiątki autografów, w zasadzie nie odchodząc od swego krzesła przy rzędzie, udało się mi chwilę z nim porozmawiać. Niestety, poza paroma luźnymi zdaniami nie było czasu na dłuższą rozmowę, bo dzwonek oznajmił wszystkim, że czas wracać na miejsca, bo za parę chwil zaczyna się druga część koncertu. Muzycy wystartowali od ?City Island?. Reżyser tego filmu jest do dziś zachwycony muzyką Kaczmarka z ?Marzyciela? i ta też muzyka, a konkretnie ?Dancing with the Bear?, posłużyła za temp track do jego nowej komedii. Po tej ośmiominutowej suicie miałem dość mieszane uczucia, bo momentami wydawało mi się, że słucham właśnie ?Marzyciela?. W filharmonii zestawienie muzyki z ?City Island? z ?Marzycielem?, który grany był dokładnie zaraz po niej, wypadło zdecydowanie na niekorzyść tej pierwszej. Partytura ta powielała schematy i rozwiązania z wybitnego dzieła Kaczmarka z 2004 roku. Charakterystyczne cechy ?Marzyciela? słychać było aż zbyt wyraźnie, bo muzycznie ?City Island? budowane było na fundamentach oscarowego poprzednika. Dzień później, podczas prapremiery filmu miałem okazję usłyszeć całą partyturę podczas seansu i na szczęście wypadło to lepiej, pełniej i ciekawiej niż podczas koncertu. Muzyka bardzo dobrze pasowała do filmu.

Dość poważna (chyba nawet za poważna) muzyka do ?Passchendaele? była najtrudniejszym w odbiorze elementem programu. Ilustracja muzyczna do tego dramatu wojennego oparta została w głównej mierze na solowych popisach Marka Szpakiewicza. Nie jestem do końca przekonany, że jest to odpowiednia muzyka do grania na koncercie dla osób, które w sporej większości nie znają dobrze wszystkich czy chociażby części dokonań Kaczmarka. Dlatego dało się zauważyć na sali momenty przysypiania czy dekoncentracji.





Kaczmarek to kompozytor, który, tak jak Michał Lorenc, jest mi szczególnie bliski. To przecież właśnie od tej dwójki rozpoczynałem nieśmiało swoją przygodę z muzyką filmową, mimo że nie zdawałem sobie sprawy, że to właśnie oni po latach będą przeze mnie szczególnie cenieni. Moje pierwsze płyty na półce były właśnie tych kompozytorów. Dziś, gdy ich dyskografie zajmują tam szczególne miejsce, gdy znam ich muzykę, znam dokonania i niejednokrotnie miałem to szczęście rozmawiać osobiście z tymi artystami, naszła mnie taka refleksja - co mogę jeszcze usłyszeć? Czym (w przypadku tego wieczoru Kaczmarek) może mnie zaskoczyć? Co taki koncert może wnieść do mojego postrzegania jego muzycznych dokonań? I z tego właśnie powodu szczególnie niecierpliwie oczekiwałem na drugą część koncertu, a konkretnie na tę jej część, podczas której miano zaprezentować suity z filmów, których dotąd nie słyszałem i z których muzyka nie została jak na razie wydana. Czy warto było czekać? Myślę, że tak… Na pewno nie był to koncert dla wszystkich. Spora część dzieł Kaczmarka jest przecież sama w sobie trudna w odbiorze i należało się liczyć z tym, że specjalnych ?słodkości? na koncercie nie usłyszymy. Było w przeważającej części dramatyczno-refleksyjnie. Kto się spodziewał ?słodkości?, to zapewne wyszedł z koncertu nie do końca usatysfakcjonowany, bo w zasadzie jedynymi radośniejszymi fragmentami koncertu były tylko fragmenty ?Marzyciela? i ?City Island?.

Na koniec muszę wspomnieć o największym według mnie zgrzycie organizacyjnym tego Festiwalu. Koncert Kaczmarka zaczął się bez żadnych opóźnień. Niestety podczas jego trwania nad Krakowem przeszła nawałnica, demolując przygotowaną na Błoniach scenę pod koncert Tan Duna, który miał się rozpocząć  o 21:30. Gdyby koncert Duna na Błoniach odbył się zgodnie z planem, to Chińczyk rozpocząłby grę o 21:30, a wówczas byłoby to na pół godziny przed końcem koncertu Kaczmarka, który trwał wtedy w Filharmonii! Ludzie wychodzili z niej o godzinie 21:45, bo wtedy się on skończył (dodajmy, że niestety bez bisów, gdyż nie było na nie czasu). I tutaj pojawia się ważne pytanie do organizatorów… Jak można było, opracowując program, ustawić wydarzenia tak, by nachodziły na siebie?! Szczęście w nieszczęściu (dla mnie i tych którzy zmieścili się do Filharmonii na koncert Tan Duna, a było to około 3 razy mniej osób niż zmieściło by się na ten koncert gdyby był na Błoniach), że koncert Chińczyka został z powodu burzy przełożony do Filharmonii i rozpoczął się z godzinnym opóźnieniem, bo dzięki temu mogłem zobaczyć jego występ w całości. W innym wypadku zawitałbym na Błonia na drugą połowę koncertu z ?Przyczajonego tygrysa, ukrytego smoka?. To pytanie do organizatorów pozostawiam otwarte i liczę, że za rok nie będzie sytuacji z nakładaniem się na siebie występów w różnych częściach miasta. I bynajmniej - jak już zaznaczyłem - nie chodzi tu o winę pogody.

Relację przygotował Adam Krysiński.



PIĽTEK - 22 MAJA, GODZINA 22:30

KONCERT TAN DUNA

Mimo nagłej konieczności zmiany lokalizacji oraz znacznego opóźnienia, koncert Tan Duna na szczęście doszedł do skutku. Nie obyło się jednak bez bałaganu organizacyjnego. Publiczność, w ostatniej chwili zawrócona z Błoń, została na dłuższy czas zatrzymana przed wejściem do Filharmonii, a następnie tylko część osób została wpuszczona do środka (co akurat było zrozumiałe, gdyż sala mogła pomieścić zaledwie ułamek chętnych). Biuro Festiwalowe obiecało tym, którzy się nie dostali, zwrot należności za bilet lub wymianę na wejściówkę na pokaz ?Władcy pierścieni. Dwóch wież?, który miał się odbyć następnego dnia. 

Na początek zaprezentowane zostały wybrane fragmenty z oscarowej ścieżki dźwiękowej kompozytora, czyli ?Przyczajonego tygrysa, ukrytego smoka? (2000).  Każdy, kto miał przyjemność słuchać tej muzyki, pamięta poruszające partie wiolonczelowe, które wykonywał Yo-Yo Ma.  Na potrzeby koncertu Dun zaaranżował je na nowo, powierzając przewodnią rolę erhu - chińskiemu instrumentowi smyczkowemu. Mimo że wyposażony jest zaledwie w 2 struny, jego barwa przypomina tę, jaką ma ludzki głos. Zagrała na nim Ma Xiang-hua, wybitna artystka tego instrumentu, której grę można usłyszeć również na oryginalnym soundtracku z filmu. W Krakowie towarzyszyła jej tyska orkiestra AUKSO, którą prowadził sam kompozytor.





Po ?Przyczajonym tygrysie, ukrytym smoku? przyszła kolej na autorskie dzieło Tan Duna, zatytułowane ?The Map? (2002). Powstało z inspiracji twórczością artystów z  Hunan - rodzinnej prowincji kompozytora. Dun połączył w nim odległe tradycje muzyczne - ludową i awangardową. Całości towarzyszył symboliczny przekaz - tytułowa mapa miała niejako łączyć nasz świat ze światem tych, co już odeszli, będąc zarazem uwiecznieniem wielowiekowej, acz znikającej kultury.

?The Map? składała się z dziewięciu części, z których każda poświęcona została różnym przejawom muzycznej twórczości mieszkańców Hunan. Dun przygotował klipy filmowe, na których zarejestrował tradycyjne obrzędy i pieśni, w tym unikatowe w swoim rodzaju utwory, wykonywane na oryginalnych instrumentach dętych, jak suona i lusheng, czy nawet na zwykłych kamieniach i liściach. Dun skonfrontował je z typowo modernistycznym brzmieniem orkiestry.



Utwór pierwotnie powstał na zamówienie Bostońskiej Orkiestry Symfonicznej, natomiast partie solowe wykonywał wspomniany już wcześniej Yo-Yo Ma. W Krakowie mistrza wiolonczeli zastąpił z powodzeniem młody, ale już utytułowany Bartosz Koziak.

Koncert skończył się przed godziną 2:00, jednak zebrana w Filharmonii publiczność w większości dzielnie wytrwała na sali, nagradzając artystów gorącą owacją.

Relację przygotował Krzysztof Ruszkowski.



Za udostępnienie klipów wideo serdeczne podziękowania kierujemy do Adama Siennicy (montaż i tłumaczenie) i portalu FDB.pl.



Babuch:

Wydaje mi się, że tyska orkiestra nazywa się Aukso, a nie AKUSO... Pozdrawiam

Neimoidian:

Wydaje się Panu? :P

Adam Krysiński:

Babuch nie mędrkuj :P

Tomasus:

Witam. Doczekamy się kiedyś relacji z 3 dnia FMF ? :D


Soundtracks.pl

© 2002-2024 Soundtracks.pl - muzyka filmowa.
Wydawca: Bezczelnie Perfekcyjni